poniedziałek, 31 marca 2014
Rozdział XI
Stała przy oknie patrząc na samotną postać Franka, skąpanego w świetle ulicznej latarni. W umyśle piłkarki kotłowały się najdziwniejsze emocje wynikające z ich pocałunku i faktu, że znowu do tego doszło. Tyle razy powtarzała sobie, że Lampard nie jest odpowiednią osobą i nie powinna robić się przy nim bezmózgą amebą, podatną na jego dotyk i smak jego ust.
Gdzieś z tyłu jej głowy zawsze zapalała się lampka kontrolna, ale zaraz potem dała się ponosić uczuciom. Anglik wywoływał w niej skrajnie różne odczucia od gniewu, gdy dowiedziała się o jego długim jęzorze, bezczelnie rozpowiadającym kłamstwa, aż po burzę hormonów w momencie, gdy zbliżał się do niej żeby po raz kolejny pokazać, jak wielką ma nad nią władzę. Nie chciała tego, bo nawet krótkotrwały romans nie był właściwym rozwiązaniem. Frank należał do facetów, którzy jak ognia unikają stałych związków, ciepłych kapci i rodzinnych obiadów. Miał już dzieci a mimo to nie był ani z ich matką, ani z kobietą z którą zaręczył się potem.
Nie chciała dla siebie takiego życia, widziała jak rodzice kochają się i trwają ze sobą od niemalże trzydziestu lat. Sama również chciała doświadczyć czegoś, co było udziałem jej rodziców. Frank nigdy by jej tego nie dał, poza tym traktował ją jak chwilową zabawkę, tak jakby była nowym modelem piłki.
Kładąc się spać nadal myślała o wieczorze i tym, że powinna o swojej "relacji" z Frankiem, opowiedzieć Bambiemu. Czuła, że Polak chce zaangażować się w związek z nią i był odpowiednią osobą do stworzenia miłości opartej na przyjaźni, ale nie czuła przy nim czegoś co Loczek nazywał "wielkim pierdolnięciem". Łukasz był dla niej niepewnością, bo pomimo tego że nie usychała z tęsknoty, gdy się nie widywali i nie rzucała mu się w ramiona z radości, to był dla nij kimś na tyle ważnym, że bez niego czuła się samotna. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na rodzącą się przyjaźń, ale czy wykluje się z tego zalążek miłości?
Frank po ognistym pocałunku z Ingą otrzeźwiał całkowicie i miał szczerą ochotę pobiec za Szwedką z zamiarem dokończenia tego, co przed chwilą zaczęli. Nie potrafił ogarnąć relacji jaka panowała pomiędzy nimi. Cały czas powtarzał sobie, że w chwili obecnej musi być samotnym wędrowcem, że nie zniesie kolejnego medialnego związku a potem rozstania z hukiem w blasku fleszy. Dwa poprzednie związki kosztowały go zdrowie i nadszarpnięcie morali, które mocno ucierpiały za czasów jego burzliwej młodości.
Do tego dochodził zakaz od Harry'ego który ostatnimi czasy chodził obrażony na cały wszechświat a w dużej mierze na swoją prawie eks już żonę. Ironią losu był fakt, że brodaty stał na straży jego reputacji a sam nie potrafił poradzić sobie w życiu prywatnym.
Taksówkarz wysadził go przy domu, Lamps wyciągnął z kieszeni banknot wręczając go kierowcy. Gdy samochód zniknął za rogiem ruszył w stronę drzwi frontowych, potykając się na wystającej płytce chodnikowej. Zaklął szpetnie pod nosem na złośliwość powierzchni płaskich, które dzisiejszego dnia wyjątkowo się na niego zawzięły. Przez chwilę przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu kluczy, które jak na złość nie chciały dać się zlokalizować. Zdoławszy wejść do środka, wrzucił rzeczone klucze do misy stojącej na komodzie w holu, sam zaś poczłapał do kuchni. W przeciwieństwie do Luiza, jego lodówka była zawsze, idealnie zaopatrzona we wszystko co aktualnie było mu potrzebne. Zawdzięczał to pani Patsy, gosposi która pracowała u niego odkąd sięgnął pamięcią a bez jej pomocy zarósłby brudem i padł z głodu.
- Po co mi żona?- zapytał sam siebie zaczynając markować w lodówce. Wyciągnął z niej pęto polskiej kiełbasy, zasiadł przy kuchennej wyspie i rozpoczął konsumpcję. Polska kiełbasa miała wyśmienity smak i wszystko byłoby dobrze, gdyby ta polskość nie wpierdalała mu się w życie! Najpierw obił gębę polskiemu bramkarzowi, teraz drugi polski piłkarz kręci z Ingą. Jego oczywiście nie interesował ten fakt, ale stanowczo nie miał ochoty, żeby polskość wpierdalała się w jego pogmatwane życie osobiste. Ale z kiełbasy jednak nie zrezygnuje!
Po zaspokojeniu gastrofazy, wypiciu butelki mineralnej i wejściu w kosz na śmieci postanowił udać się pod prysznic. Ten dzień stanowczo powinien dobiec końca i przestać podkładać mu pod nogi wystające kostki oraz rzucać w ramiona Ingę Bergman.
Całowanie Szwedki było dużo przyjemniejsze od upadków, ale niechybnie do niego prowadziło.
John prosto z bazy treningowej Chelsea udał się do swojego londyńskiego lokum, znajdującego się kilka przecznic od willi Hugh Granta. Pasowali do siebie obaj pomimo stałych związków lubili pokręcić coś na boku z tym, że Hugh podobnie jak Lamps nie pozwolił założyć sobie na palec GPS'a przez śmiertelników zwanego obrączką ślubną.
Kapitan spojrzał na palec wskazujący, lewej dłoni na którym lśnił dowód zawarcia związku małżeńskiego z Toni.
Pamiętał dzień ślubu i szczęście malujące się na obliczu jego świeżo poślubionej małżonki. Jaki był w niej zakochany, mogli nie wychodzić z łóżka przez tydzień, żadna kobieta nie zatrzymała go tak długo w sypialni. Szczęście uleciało, gdy Toni stała się matką a jego przestawiła na boczny tor. Po ciężkim dniu treningów marzył o romantycznych wieczorach a nie brudnych pieluchach i rozdartych niemowlakach. O bzykanku mógł tylko pomarzyć!
Toni uważała, że raz w tygodniu to wystarczająca ilość, by podsycić ogień ich namiętności, nie zważając na to, że on miał swoje potrzeby. Lubił seks, lubił zatopić się w kobiecym ciele, wypić szampana po i rozmawiać do białego rana. Jego żona ograniczała się do leżenia pod nim jak męczennica a potem zasypiania ze zmęczenia. Czuł się przy niej nie jak jurny facet po trzydziestce, ale jak stary ramol w trakcie emerytury, którego maszt staje tylko przy pomocy niebieskich tabletek.
Nie chciał takiego życia i dlatego zaczął ją zdradzać, pech chciał że na jednej z imprez napatoczyła się dziewczyna kolegi z Chelsea. To był tylko jeden numerek, wcześniej sypiał z zaufanymi kobietami, Toni nigdy nie dowiedziałaby się o jego leczniczej kuracji. Cieszyła się, że odżył i zaczął uczestniczyć w wychowaniu dzieci w stopniu większym niż płacenie za nie. Gdy dowiedziała się o jego licznych romansach, zwłaszcza tym rozpowszechnionym przez media zagroziła rozwodem. Przez jakiś czas starał się wskrzesić dawny płomień ich miłości. Frank doradził mu terapię małżeńską na którą John niechętnie się zgodził. Przez rok cierpiał w duszy i nie wyrwał się na ani jedną imprezkę, gdzie jakakolwiek kobieta mogłaby go zwieść na pokuszenie.
Był z siebie dumny! Aż do pamiętnego meczu Ligi Europejskiej w Amsterdamie w której Chelsea pokonała Benficę, wygrywając tym samym puchar. Po meczu rozpoczął się cykl imprez rozpoczynając od Amsterdamu a kończąc imprezą klubową w Londynie. Toni była tylko podczas finału, puszczając go samego na wszystkie inne bankiety. Wtedy poznał Stacy a właściwie pierwsze co poznał to jej biust, który podtyknęła mu potykając się o kabel od nagłośnienia. Jeszcze tej samej nocy kochali się w jacuzzi jednego z londyńskich hoteli. Romantyczna idylla trwała miesiąc, aż nie napatoczył się paparuch z Daily Mail i zrobił im zdjęcia. Rozpętała się kolejna afera po której Toni zagroziła rozwodem z orzeczeniem o jego winie i zabraniem mu dzieci. Kochał syna i córkę , nie potrafił też myśleć o samotnym życiu takim jakie było udziałem Franka.
Toni po raz kolejny wybaczyła mu zdradę, dając wolną rękę a częstymi wyjazdami wystawiała go na kolejne próby. Musiał na jakiś czas przystopować i zacząć zaprzyjaźniać się ze swoją prawicą.
Był już pod domem, gdy na wyświetlaczu jego iphone'a wyświetliła się koperta. Nie miał zapisanego numery z którego wysłano wiadomość.
"Dzisiaj w klubie Cocomo na Baker Street 321. Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia! AM"
Nie znał żadnego AM i szczerze mówiąc nie za bardzo miał ochotę poznawać tę osobę.
"Przykro mi, ale się nie skuszę." - odesłał wiadomość zwrotną.
" Nie proponuję Ci romansu John. Dużo zyskasz na tym spotkaniu, pomogę Ci zemścić się na Lampardzie. Nie pytaj o nic więcej, wkładaj dupsko w furę i przybywaj!"
Pomysł utarcia nosa Lampsowi był kuszący a osoba, która wysłała mu smsa musiała znać przyczynę ich kłótni. Nie wybaczył przyjacielowi tego, że przy całej szatni zrobił mu karczemną awanturę o jakąś szwedzką dupę. Laska dowiedziała się o tym, że została zaliczona i pewnie nie chciała Frania znać. A Lampard zachowywał się jak pierdolony idiota, który dba o cnotę swojej wybranki. Najśmieszniejsze jest to, że od Szczęsnego wiedział, że lasia prowadza się z Fabiańskim. Czy Frank to naiwny debil? Broni czci takiej dziwki a przy tym naraża ich przyjaźń dla jej dobra? Tego John znieść nie potrafił, Frank był dla niego kimś ważnym i jego zdrada bolała bardziej niż wyprowadzka Toni. Faceci powinni się wspierać a nie napadać na siebie o właścicielkę fajnej dupy i jędrnych cycków.
Postanowił pojechać na Baker Street i dowiedzieć się kim był adresat tajemniczego smsa. W pośpiechu wystukał na wyświetlaczu numer do korporacji taksówkarskiej, zamiawiając ją w trybie natychmiastowym. Na szczęście był stałym klientem i zanim wyszedł z garażu na podjeździe pod domem stał już samochód. Wsiadł do środka podając taksówkarzowi adres do klubu. Droga nie była długa, plusem mieszkania w dzielnicy Belgravia było to, że wszędzie miał dość blisko. Toni nie lubiła mieszkać w tej części miasta, ale i tak przez większośc czasu przebywała u rodziców w Surrey.
Cocomo Club nie był modnym przybytkiem jakiego spodziewał się kapitan Chelsea, był raczej undegroundową piwnicą, podobną do tych które widział w Krakowie podczas Euro 2012.
W zaciemnionym wnętrzu, spowitym chmurą dymu ledwie dostrzegł bar, za którym siedział wytatuowany osiłek.
- Pan Terry?- zapytał barman ze wschodnioeuropejskim akcentem. - Loża numer pięć na końcu koło kibla, ktoś tam na pana czeka.
- Dzięki. - odpowiedział na odchodnym.
Zmierzał w stronę loży z sercem tłukącym się w klatce piersiowej, jakby za chwilę czekała go ostra jazda bez trzymanki.
Jak wielkie musiało być jego zaskoczenie, gdy dostrzegł na kanapie psychoterapeutkę Chelsea a zarazem bratanicę Mou, Anję. Kobieta nie przypominała skromnej profesjonalistki, którą spotkał po południu, teraz uśmiechała się do niego seksbomba w opiętej, ognistej sukience. Jasne pukle rozsypały się na nagich ramionach niczym złociste łany zboża. John poczuł jak jego skarb zaczyna pęcznieć, napierajac na materiał dresów. Jaki on był wyposzczony!
Anja spojrzała na zaskoczoną twarz Terry'ego a potem na wybrzuszenie jego spodni na kroczu. Johnny był jedyną osobą, dzięki której będzie mogła zrealizować swój wspaniały plan.
- Anja?- zapytał zbaraniały.
- Wyglądałeś zabawnie. - zaśmiała się klepiąc miejsce obok siebie w zapraszającym geście. - Wyglądałeś jak żona Lota, gdy tak z zaskoczeniem patrzyłeś na mnie.
John rozsiadł się wygodnie, czując jak przygnębienie całkowicie go opuszcza. Patrzył na Anję jak pies na kawał smakowitego mięsa, podanego pod sam nos.
- Nie wiedziałem, że to ty. - dłoń Johna zanurkowała pod stół, obejmując kolano panny Mourinho. Ona zaś uśmiechnęła się jeszcze szerzej, strącając rękę Anglika jakby była owłosionym pająkiem.
- Powściągnij swojego rumaka, Johnny. - zbliżyła wargi do jego równocześnie błądząc dłonią w okolicach jego rozporka. - Wiem, że masz ochotę na dymanko, ale nie po to cię tutaj zaprosiłam. - odsunęła się od niego, słysząc przeciągły jęk zawodu.
- To po co mnie tutaj zapraszasz?- niemalże zawył z zawodu.
Zaśmiała się cicho, odpalając cienkiego papierosa. Przez chwilę przytrzymywała w płucach drażniący dym a potem wydmuchała obłoczek wprost w twarz piłkarza.
- Napisałam ci, chcę ci pomóc w zemście nad Frankiem.
- Ale jaki ty masz w tym interes?- zapytał zdezorientowany. - Widziałaś go dzisiaj pierwszy raz w życiu!
Zaśmiała się chrapliwie.
- Znam Franky'ego od jakiegoś czasu i powiedzmy, że zranił moje uczucia. - obrysowała krwistym paznokciem kontur ust Johna. - A wiem, że ty też jesteś smutny z powodu awantury w szatni. Wujek o wszystkim mi opowiedział i dlatego jestem chętna do pomocy.
- Co z tego będziesz miała?
- Satysfakcję a także twoją, dozgonną wdzięczność. - przysnunęła się bliżej całując chętne usta Johna. Usiadła na nim okrakiem, ocierając się o jego nabrzmiałe krocze. Prawie zawył z ekstazy, ale w chwili w której chciał zmacać ją bardziej odsunęła się.
- Jezu, jesteś okrutna!- dopadł do szklanki z drinkiem, pociągając z niej tęgi łyk. Czuł ulgę, gdy alkohol zaczął krążyć w jego żyłach. Będzie musiał puścić w nocy jakiegoś pornola, bo na dymanko nie miał co liczyć.
- Jestem bratanicą Special One i jak będziesz grzeczny to pokażę ci jaka ze mnie Sexual One. - posłała mu buziaka w powietrzu. - A teraz słuchaj co masz robić.
Nastał dzień jednych z kilku wielkich derbów Londynu. Na Stamford Bridge stanęły na przeciwko siebie jedenastka The Gunners i The Blues. Mou od rannych przebieżek pohukiwał na zawodników, raczej ich wkurzając niż motywując. Frank i Loczek byli wytypowani do jedenastki meczowej, ale znając wymysły Jose, mogli usiąść na ławce tak szybko jak przemija dobry humor trenera. W szatni panowała raczej wesoła atmosfera, Hiszpanie plotkowali zażarcie w ojczystym języku, Loczek robił sobie sweet focię z Oscarem a Frank relaksował się muzyką klasyczną. Jego szafka znajdowała się na przeciwko szafki Johna, ale w tym momencie nie chciał psuć sobie humoru. Muzyka uspokoiła go na tyle, że mógł spokojnie przystąpić do zadania.
Mecz rozstrzygnął się właściwie już w pierwszej połowie. Samuel wpakował do bramki strzeżonej przez Szczęsnego trzy gole, wprowadzając Mou w stan przypominający u niektórch ssaków radość. W wykonaniu Jose, wyglądało to jak grymas po tym, jak kot nasikał mu do butów, ale Portugalczyk rzadko się uśmiechał.
Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę w polu karnym Kanonierów, Terry z premedytacją podciął Franka uniemożliwiając mu wpakowanie futbolówki do bramki. Po zejściu do szatni w Lampardzie zawrzało, nie był dumny ze swojej klótni z Johnem, ale nigdy nie posunąłby się do szkodzenia mu na boisku. Grali w jednej drużynie!
- Pojebało cię Terry?!- popchnął go z wściekłością. - Mogliśmy wbić im czwartego gola! Jesteś jakąś pierdoloną piątą kolumną Arsenalu?
- Ja?!- John udawał zdziwienie na tyle nieudolnie, że wszyscy w szatni widzieli jego głupawy uśmieszek. - To, że bliżej ci do emerytury niż do bramki Kanonierów nie jest moją winą. Skup się raczej na swojej dupie z Arsenal Ladies, bo siedzi z kobietami Gunnersów. - zarechotał obleśnie.
Pięść Franka wypruła w powietrze waląc Terry'ego prosto w nos z którego poleciała strużka krwi, chlapiąc obu kapitanów.
John zachwiał się upadając na podłogę, podczas gdy Lamps miał ochotę usiąść na nim okrakiem i przyłożyć mu jeszcze raz. W porę jednak nadbiegł Torres i Cech, odciągając go na drugi koniec szatni. Loczek, który również nie mógł znieść obelgi pod adresem przyjaciółki chciał poprawić to co zaczął Frank, ale Oscar i Cesar w porę go przytrzymali.
- Odszczekaj to!- krzyknął po portugalsku, zaraz jednak zsumitował się i powiedział to po angielsku.
- Walcie się! Jedna baba a steruje wami jak cienkimi fiutkami na sznurku! - prychnął Terry.
- Odpierdol się od nie, Terry! - krzyczał Lampard. - Jeszcze jedno słowo i zamiast na boisko ruszysz do szpitala!
- No chodź cwaniaczku! - prowokował.
- Co tu się odpierdala?!- w progu stał Mou razem ze swoim asystentem. Na twarzy Portugalczyka malowała się mieszanina furii i niedowierzania. - Czy ochujeliście doszczętnie? Macie Arsenal na talerzu i w przerwie obijacie sobie mordy? Kto zaczął?
- Lampard! - poskarżył się Terry.
Bazyliszkowy wzrok Portugalczyka spoczął na rozczochranym Lampardzie, przytrzymywanym przez napastnika i bramkarza.
- To Terry zaczął,trenerze. - Luiz pośpieszył z wyjaśnieniami.
- Cała trójka na ławę, Terry od razu Lampard i Luiz w późniejszym czasie. Potem zgłoszę Romanowi waszą niesubordynację i możecie się spodziewać dodatkowych zajęć z psychoterapeutą. A ty- wbił w Franka oskarżycielki wzrok. - Zamiast na jutrzejszy trening, pojedziesz do centrum psychoterapi, gdzie Anja zbada cię dokładnie. Każdy, kto ma problemy z panowaniem nad gniewem będzie leczony!- powiedziawszy to opuścił szatnię niczym król niegospodarnych ministrów.
Terry usiadł na ławce od razu, Frank został ściągnięty dziesięć minut później a o Loczku Mou chyba zapomniał, bo Brazylijczyk mógł dograć do końca. Mecz zakończył się wynikiem 5:0 Kanonierzy zostali wdeptani w ziemię, zwłaszcza zaś ich bramkarz numer jeden- Wojciech Szczęsny. Spojrzał z wściekłością na fanów Chelsea'a pokazując im środkowy palec.
Miał w dupie to, że dostanie karę pieniężną, mogli go nawet zawiesić na kolejne mecze. Jego wściekłość potęgował też fakt, że na trybunie dla partnerek Kanonierów siedziała Inga Bergman. Spotykała się ostatnimi czasy z Fabiańskim,ale Bambi utrzymywał że to tylko przyjaźń. Teraz jednak obejmował dziewczynę i ni stąd ni z owąd złożył na jej ustach czuły pocałunek. Wojtek nie mógł tego zdzierżyć, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Chyłkiem zrobił im piękną focię, podkolorowując ją i wrzucając na instagram z serduszkami.
" Kanonierksa miłość <3" - brzmiał podpis z dodatkowym serduszkiem. Niby nic wrednego, ale doskonale wiedział jak szybko zdjęcie obiegnie social media.
_________________________________________________________________________
Witajcie!
Ponieważ ostatnio trochę nie po drodze mi było z weną, postanowiłam nadrobić zaległości w pisaniu i wrzucić rozdział wcześniej. Wyszło mi przydługo i pewnie fanki Johna będą złe, ale chyba jakoś to przeżyję! :D Mam nadzieję, że nie zanudzam i ta opowieść jednak dla kogokolwiek wydaje się ciekawa. To tyle w tym temacie.
W dalszej części moich ogłoszeń parafialnych chciałabym zareklamować dwa blogi. Jeden to nowa inicjatywa Laurel Torres i nandos mająca na celu skatalogowanie naszych blogów i comiesięczne nominowanie i wyłanianie najlepszych pisarek i ich blogów. Kategorie przypominają blogowe Oscary i jeśli macie ochotę to polecam serdecznie. Sama również w miarę możliwości będę brała w tym udział.
Nasz piłkarski świat! - Link do bloga :)
Druga reklama dotyczy najnowszego dzieła mojej ukochanej Martiny o nazwie Lampard agent 008! Naprawdę blog godny polecenia, nie tylko ze względu na obecność Franka Lamparda. Bardzo serdecznie zapraszam, bo jak same wiecie Martina napisała ze mną Siostrzyczki a także kilka innych równie poczytnych blogów a przy tym sama tworzy genialne opowiadania z kryminałem i grozą w tle. Nowe opowiadanie o Franku zawiera też kilka Fiolkowych pomysłów, więc będę to reklamować na prawo i lewo!
To by było na tyle! Mam nadzieję, że dobrnęłyście do końca mojego przynudzania!
Pozdrawiam Fiolka :*
środa, 26 marca 2014
Rozdział X
David przez kilka kolejnych dni gimnastykował się, żeby tylko przez przypadek nie spotkać Ingi. Udawało się niemalże koncertowo gdyż dziewczyna była zaganiana od rana do wieczora a wolnych chwilach umawiała się z Fabiańskim.
Golkiper Arsenalu zaprosił ją na mecz derbowy pomiędzy The Gunners a The Blues, więc w końcu Luiz będzie musiał wziąć się w garść i wyznać jej prawdę. Frank zrobił w szatni karczemną awanturę, obrażając się na Terry'ego, który tylko cudem uniknął obicia gęby.
Dla własnego bezpieczeństwa John chodził opłotkami a jego kontakty z Lampardem ograniczały się do boiska. Mou siódmym zmysłem wywęszył pogorszenie się atmosfery w szatni, przez co jego chora łepetyna wymyśliła misterny plan spotkań z nowym psychologiem. Nie byłoby w tym nic głupiego, gdyby genialną psycholożką nie okazała się bratanica Portugalczyka.
Anja Mourinho okazała mało podobna do znanego stryja i dużo od niego przystępniejsza. Długonoga blondynka odziana w obcisłe jeansy i jasnokremową bluzkę przez dwadzieścia minut opowiadała o swojej koncepcji zajęć. Piłkarze wpatrywali się w nią niczym kot w smakowity kawał mięsa. Torres siedzący w ostatnim rzędzie szepnął coś na ucho Haazardowi, który podał do przodu. Do uszu Franka doszedł news, że Terry ma tak ciasne spodnie, że zaraz rozerwie mu się materiał w miejscu gdzie chowa swojego węża. Wszyscy gruchnęli śmiechem, co wkurzyło trenera i tak już podminowanego. Jose miał jedne z tych dni, które w klubie nazywały się napięciem przed bezkrwawym okresem. Mou snuł się po ośrodku treningowym jak cień, zaglądając wszędzie gdzie tylko się dało. Sprzątaczki miały go serdecznie dość a kucharz drużyny poszedł na bezpłatny urlop, po tym jak Portugalczyk rzucił w niego brukselką.
- Haazard! Może powiesz głośno co cię tak bawi?- Mourinho wpatrywał się w Belga wzrokiem bazyliszka.
Eden zrobił minę niewinnej owieczki patrząc na trenera, jakby nie wiedział o co mu chodzi.
- Nic mnie nie bawi trenerze. - skłamał bez mrugnięcia okiem.
Mou nie wydawał się usatysfakcjonowany, ale nie drążył tematu. Anja była jego oczkiem w głowie, po śmierci brata i bratowej opiekował się jego rodziną a chrześnicę kochał jak swoje własne dziecko.
- Chciałabym spotkać się z wami na rozmowach indywidualnych po pół godziny z każdym. Dzisiaj z kapitanami a potem wywieszę listę z terminami.
Piłkarze rozeszli się w dobrych nastrojach, plotkując o pani psycholog a także wymieniając się uwagami na jej temat. Frank przez cały trening był pogrążony we własnych przemyśleniach. Od tygodnia chodził zły i sfrustrowany, pomimo sukcesu w meczu z Galatasarayem i przejścia do ćwierćfinałów Ligi Mistrzów. Był zły na Luiza, ale na widok Terry'ego dostawał białej gorączki. Miał ochotę rozszarpać go gołymi rękami a potem wrzucić ciało do Tamizy. Wkurzyłby się na każdego, kto rozpowiada nieprawdziwe informacje na jego temat, ale plotkarstwo Johna było dla niego wyjątkowym skurwysyństwem. Przyjaźnili się od lat, byli niemalże jak bracia a Terry'emu na stare lata zaczęło odbijać, Toni co jakiś czas dzwoniła do Franka z płaczem, bo Johnny poszedł w tango.
Co miał w takiej sytuacji zrobić? Jego przyjaźń z Johnem już dawno zaczęła się psuć, tym bardziej że od przebywania w jego towarzystwie miał same kłopoty. Sam nie był niewiniątkiem dwa fatalne związki i pornoafera z przeszłości ciągnęły się za nim jak smród po gaciach. Wziął to jednak na klatę starając się końcówkę kariery przeżyć w spokoju, bez najazdu paparazzi i afer. Był chyba jakimś pechowcem, bo odkąd spotkał Ingę pech z nieszczęściem chodzili po nim parami. Najpierw obicię gęby Szczęsnemu a teraz plotki o romansie.
Harry jak zwykle będzie miał używanie, bo to że wiedział o jego domniemanym romansie z Ingą było jasne jak słońce.
W końcu nadeszła godzina spotkania z Anją Mourinho. Terry'ego nie było już w gabinecie psychologów, gdy Frank wchodził do środka. Portugalka siedziała za biurkiem trzymając w dłoni długopis. Spojrzała na Franka z nad delikatnych oprawek,posyłając mu uśmiech. Była śliczną dziewczyną i nie dziwił się chłopakom, że nie mogli oderwać od niej wzroku. Sam był urzeczony jej regularnymi rysami i zielonymi oczami okalonymi wachlarzem ciemnych rzęs. Jasne loki falami spływały na jej ramiona i plecy. Ideał kobiety.
- Wicekapitan Frank Lampard. - spojrzała na niego przeciągle. - Nie pamiętasz mnie?- zapytała uśmiechając się tajemniczo.
- Nie bardzo. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
Przez urodziwą twarz panny Mourinho przebiegł cień zawodu. Nie pamiętał jej i miał do tego prawo w końcu zmieniła się przez te dziesięć lat, kiedy ostatnim razem się widzieli.
Przyjechała do Londynu jako siedemnastolatka aby zamieszkać z wujkiem Jose i jego rodziną. Miesiąc wcześniej jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym a z dziadkiem Felixem nie chciała mieszkać. Wujek był dla niej prawdziwym opiekunem, ale też chwilami przesadzał. Zabronił jej przychodzenia do klubu, żeby żaden z jego podopiecznych nie zaczął jej podrywać. Zakradała się tam potajemnie, obserwując pomocnika nazwanego przez siebie ósemką. Wiedziała kim jest dwudziestosześcioletni Anglik i chciała bliżej go poznać. Kilka miesięcy później przy pomocy koleżanki z liceum zdołała spędzić z Lampardem upojną noc. Potem sprawy potoczyły się jak w kalejdoskopie, wujek wysłał ją na naukę do Stanów, ale ona nigdy nie zapomniała o Franku. W końcu wróciła zdobyć go z pełną świadomością i nie pod wpływem alkoholu.
Mou nie wiedział z kim wtedy spała i postara się o to, żeby niewygodna prawda z przeszłości ujrzała światło dzienne. Jako dojrzała kobieta postara się o względy Lamparda.
Okrążyła biurko stając za plecami pomocnika, pochyliła się nad nim tak, że jeden z jej loków połaskotał go w szyję. Frank poczuł tchnienie ciepłego oddechu na swoim policzku, szyi a potem uchu.
- Sierpień dwutysięcznego czwartego, namiętna noc w hotelu. - jej usta dotknęły ucha piłkarza.
Lampard wstał aby być jak najdalej od tej kobiety. Nie pamiętał żadnej upojnej nocy, ale w sierpniu tego roku topił smutki po pierwszej zdradzie Elen. Ogółem z sierpnia tego roku niewiele pamięta, głównie niekończącego się kaca a potem dołek psychiczny.
- Przykro mi. - spojrzał na jej roziskrzone oczy. - Nic nie pamiętam.
- Może moglibyśmy odświeżyć ci pamięć?- zapytała z nadzieja.
Frank spojrzał na nią jakby poczuł coś nieświeżego. Kobiety lubiły jego towarzystwo, on również nie był święty, ale bratanica Mou była nachalna a tego nienawidził.
- Nie. - odpowiedział spokojnie. - Nie mam ochoty, czy nasza rozmowa będzie toczyła się wokół pani niezaspokojonych pragnień?
Zaśmiała się cicho i chrapliwie.
- Powiedzmy, że zawsze zdobywam to czego chcę a chcę cię znowu mieć w łóżku. - powiedziała wprost.
- A co jeśli ja tego nie chcę?
- Nie próbuję cię zgwałcić, Frank. Chcę cię tylko poinformować, że mam na ciebie ochotę i chcę dojść pod tobą co najmniej dwa razy. - puściła mu oczko a potem zajęła się wypełnianiem dokumentacji.
Ogłuszony Lamps wyszedł z jej gabinetu kierując się prosto do wyjścia z budynku. Na parkingu zaczepił go skruszony Luiz chcąc załagodzić jakoś napiętą atmosferę. Nie było mu dobrze z tym, że celowo unika Ingi a Frank jest na niego wściekły.
- Stary, słuchaj chciałem cię przeprosić. - zagaił podchodząc do Lamparda.
Frank pogrążony we własnych wspomnieniach nie słuchał co David ma do powiedzenia. Zastanawiał się czy psycholożka mówiła prawdę i czy naprawdę przeżył z nią jakąkolwiek noc, nie mówiąc już o upojnej.
- Coś mówiłeś?- zapytał Brazylijczyka.
- Właśnie cię przepraszałem, ale ty jesteś jakiś nieobecny. Pani psycholog za bardzo cię maglowała? - zagaił.
Frank przez chwilę zżymał się w sobie, ale w końcu postanowił zaufać Luizowi. Chłopak naprawdę wydawał się skruszony swoim plotkarstwem, poza tym nie miał się komu zwierzyć. John sam zaczął się skreślać z listy jego potencjalnych spowiedników.
- Masz w domu piwo?- zapytał z nadzieją.
- Piwo to jedyna rzecz, którą mam w lodówce. - Luiz klasnął w dłonie. - Zapraszam do siebie, miałem nadzieję że mnie podrzucisz bo moja Celine jest u lakiernika.
- Wsiadaj.
Załadowali się do audi Lampsa ruszając w drogę do Hammersmit. Londyńczycy jak na złość ruszyli w drogę powrotną z prac przez co niemalże każda przecznica była dokładnie zakorkowana. David rozsiadł się w fotelu pasażera majstrując w odtwarzaczu tak długo, aż znalazł odpowiednią piosenkę. Samochód Franka zamienił się w scenę a Luiz udawał Shakirę.
- Zmień płytę. - jęknął Lampard. - Wyjesz gorzej niż Jo...
- Gorzej niż Johnny?! - oburzył się Loczek. - To było wysoce niestosowne, poza tym mógłbyś wybaczyć Terry'emu. Nie chciał źle, ale sam wiesz jaki z niego bajkoposarz.
- Właśnie dlatego jestem na niego wkurzony. Zawsze kiedy mu wybaczam, on w najmniej oczekiwanym momencie wywija mi taki numer. To powoli robi się nużące, poza tym In...twoja przyjaciółka nadal uważa mnie za kompletnego bufona!
David uśmiechnął się pod nosem.
- Aaa tu cię boli, kochany! Jesteś wściekły, bo Inga cię zwyzywała i myśli że plotki o namiętnym bzykanku wyszły z twych ust!
- Nie interesuje mnie co ona sobie myśli, ale nikt nie będzie robił ze mnie plotkarza i buca! - obruszył się Anglik.
- Powiem Indzie, że to nieprawda.
- Już widzę to jak ci wierzy. - w głosie Franka słychać było powątpiewanie. Nie drążyli dalej tematu afery sypialnianej, gdyż właśnie dotarli na miejsce. Przemknęli do mieszkania Davida, gdyż obaj nie mieli dzisiaj ochoty na konfrontacje z Ingą. Brazylijczyk wpuścił kolegę do środka, sam zaś rzucił w przedpokoju torbę treningową i dołączył do Franka w salonie.
Anglik zdążył już się rozgościć, wyciągając z lodówki dwa Budweisery a potem otwierając je za pomocą klucza. David wysupłał z szafki orzeszki i resztkę czekoladowych gwiazdek MilkyWay'a. Po wypiciu połowy butelki Lamps opowiedział Loczkowi rozmowę z Anją Mourinho.
Po zakończeniu wynurzeń Franka, David nie wiedział czy ma koledze zazdrościć czy zacząć mu współczuć. Anja była seksowna jak diabli, ale była też krewną Special One a to z całą pewnością nie był fakt przemawiający za nią. Kilka piw później Frank zostawił na kanapie chrapiącego Luiza, sam postanawiając się ewakuować.
Starannie zatrzasnął za sobą drzwi, nie chcąc by w czasie pijackiej drzemki ktoś niepowołany nawiedził domostwo przyjaciela. Wyciągając z kieszeni komórkę upuścił klucze do samochodu z którego miał zamiar wyciągnąć torbę treningową. Sięgając po nie, potknął się o niezasznurowane sznurowadło spadając z impetem kilka stopni w dół, wprost na swoje siedzenie.
Usiłował wstać, ale coś strzyknęło go w krzyżu tak mocno, że bez czyjejś pomocy będzie siedział na zimnym betonie jak idiota. Zaklął szpetnie próbując wstać, jednak obolałe kończyny i mięśnie odmówiły posłuszeństwa.
Jego ewolucje zobaczyła nadjeżdżająca Inga, patrząc ze zdumieniem jak Anglik przegrywa z niemocą. Zaparkowawszy swój samochód czym prędzej pośpieszyła nieszczęsnemu piłkarzowi z pomocą.
- Obejmij mnie w pasie. - wydała polecenie na co podkindrzony Frank od razu przystał. - Na trzy...raz, dwa i trzy!- pomogła mu wstać, jednakże Lampard niebezpiecznie zachwiał się do przodu tak że ona sama wylądowała przygwożdżona do drzwi jego audi.
Ich spojrzenia spotkały się w momencie w którym Frank uniósł głowę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech a lekko zamglone oczy wpatrywały się w nią z pijackim zachwytem. Zanim się zorientowała Lampard przysunął się do niej jeszcze bliżej a jego gorące wargi opadły na jej usta. Jego oddech pachniał piwem ale nie był to kwaśny pijacki odór, był przyjemny i lekko gorzkawy. Po raz kolejny zapomniała się pod wpływem pieszczot Lamparda, zapominając że ma przez niego same problemy. Całował tak bosko, że z trudem oderwała się od niego uciekając do swojego mieszkania. Po raz kolejny miała do siebie pretensje a jednocześnie nie mogła oprzeć się uczuciu zadowolenia.
____________________________________________________________________
Witajcie!
Oddaję w Wasze ręce kolejny już dziesiąty rozdział. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Zaległości w komentowaniu Waszych blogów nadrobię w ciągu dwóch dni. Większość przeczytałam na telefonie, ale jestem na tyle debilem elektronicznym że nie mogę poradzić sobie z dodaniem komentarza.
Pozdrawiam serdecznie Fiolka :*
poniedziałek, 17 marca 2014
Rozdział IX
Przez kolejne dni Inga praktycznie nie widywała Loczka zajętego treningami od rana do wieczora a potem odsypianiem zmęczenia. Znajomość z Łukaszem powoli się rozwijała, spędzali wspólnie czas na przemierzaniu Londynu i odwiedzaniu wszystkich dostępnych w nim zabytków, muzeów i wystaw. Potem najczęściej zachodzili do jakiejś przytulnej knajpki popijając kawę(oboje nie przepadali za herbatą) albo coś mocniejszego. Łukasz opowiadał Indze o swojej sytuacji w klubie o chęci przejścia latem do innego klubu i wywalczenia miejsca w składzie. Szwedka coraz bardziej zaprzyjaźniała się z sympatycznym Polakiem z którym tak wiele ją łączyło. Był zupełnym przeciwieństwem rozbrykanego Loczka, który przez dwa miesięcznej znajomości stał się dla niej niczym starszy brat. Ostatnio był w fatalnym nastroju wynikającym z ze złośliwych uwag Mourinho.
Portugalczyk wiedział o zainteresowaniu Loczkiem, Barcelony i nie szczędził mu docinek.
David nie poskarżył się ani razu, ale Inga w sobotę spotkała w Tesco Cesara Aspilicuete, który opowiedział jej wszystko ze szczegółami. Podobno wielki Mou chodził wściekły od meczu z Galatasarayem, który Chelsea zaledwie zremisowała.
Arsenal natomiast uległ Bayernowi na Emirates a jedynym pocieszeniem był fakt, że Bambi zastąpił w bramce Szczęsnego. Inga nie życzyła kolegom z klubu porażki, ale jej wewnętrzny szyderca uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczyła schodzacego Wojtka. Miał za swoje w dodatku za obsceniczny gest dostanie mu się od UEFY.
Dzisiejszego dnia po treningu pojechała prosto na zakupy. Kilka dni wcześniej razem z Łukaszem wybrała się po samochód. Nie była za bardzo zdecydowana, ale w końcu postawiła na czerwone Audi TT Roadster. W Anderlechcie mieszkała blisko klubu i nie potrzebowała samochodu, ale Londyn jest wielomilionową aglomeracją i nie posiadanie samochodu w jej wypadku było wielkim utrudnieniem. Czerwone cacko nazwane Zlatanem, jej ulubionym krajowym reprezentantem sprawdzało się bez zarzutu. Piłkarka ucieszyła się, że pod hipermarketem nie było tłoczno, dzięki czemu mogła zaparkować blisko wejścia. Wyciągnęła z torby treningowej portfel, sprawdziła w lusterku kondycję włosów a potem ruszyła w stronę budynku. Przejeżdżając koło poszczególnych działów z artykułami spożywczymi wrzucała wszystko co wystarczy na kilka dni zarówno dla niej, jak i dla Loczka. Pod jego nieobecność zajrzała do lodówki Brazylijczyka, zastając tam tylko światło i resztę skisłego mleka.
Przy dziale ze słodyczami skusiła się na dwie półkilogramowe paczki żelek Haribo, jedną dla siebie i dla Davida. Nie mogła oprzeć się również gwiazdkom Milky Way'a, które oboje uwielbiali wrzucać do parującego cappuccino a potem oblizywać umazaną w czekoladzie łyżeczkę. Brakowało jej kolacji i obiadów z Luizem, ale wiedziała że musi być w formie, żeby ten idiota Mou(nazywany przez nią muł) dawał mu szansę w meczach ligowych a także w Lidze Mistrzów. David nie wyobrażał sobie scenariusza w którym nie zagrałby podczas Mundialu w swojej ojczyźnie. Reprezentacja Szwecji odpadła w barażach z Portugalią, więc nie mogła oglądać rodaków w kraju wielkiego karnawału. Z wdzięcznością przyjęła od Loczka zapewnienie, że wciągnie ją na listę najbliższych, którym podaruje bilety na swoje występy.
Hiszpanie również zapraszali ją na mecze w których będą występować a miała jeszcze w planach obejrzenie Anglików, jeśli ogarnie to jakoś logistycznie.
Myślami była już w ciepłej, kolorowej Brazylii dopingując przyjaciół wraz z tysiącami rozkrzyczanych, kibicowskich gardeł. Marzyła jej się Copacabana, kolorowe drinki i wylegiwanie się nad oceanem. Niestety z marzeniami tak bywa, że wdziera się w nie brutalna rzeczywistość. Tak też było w tym przypadku, ponieważ w wózek prowadzony przez Ingę, wjechał inny. Zderzenie nastąpiło pomiędzy artykułami gospodarstwa domowego i proszkami do prania. Kosz na pranie zleciał z półki, uderzając piłkarkę w bark. Piłkarka krzyknęła łapiąc się za obolałą rękę a winowajca patrzył na nią ze złością. Był nim Frank Lampard, ostatnia osoba którą chciała dzisiaj spotkać. Zdążyła wyprzeć z pamięci newsa, który krążył po szatni Arsenalu, zarówno damskiego jak i męskiego. A tą wstrząsającą informacją, rozprzestrzeniającą się w tempie lotu błyskawicy był fakt, iż wicekapitan The Blues, Frank Lampard zaliczył ją podczas wyjazdu do Milton Keynes. O wspólnym wyjeździe wiedział tylko Loczek i Lamps a przyjaciela nie podejrzewała o rozsiewanie nieprawdziwych informacji.
Tym bardziej, że jeszcze nie przełknęła tego, że przez sen wygadywała głupoty o chęci na baraszkowanie z Lampardem. Naprawdę myślała, że ma jakieś przebłyski kultury i nie powie o tym nikomu.
- Jesteś zagrożeniem nawet prowadząc wózek. - Lampard uśmiechnął się cynicznie.
- Popatrz jak sam jeździsz trąbo jerychońska! - warknęła dziewczyna.
- Ja jak jeżdżę? Wjechałaś w mój wózek bo myślisz o niebieskich migdałach, zamiast skupić się na tym gdzie jesteś!
- Odwal się Lampard! - ryknęła obrończyni. - I złaź mi z drogi, bo zaraz zobaczysz jakim zagrożeniem może być moja pięść w okolicach twojego zakutego łba!
Anglik uśmiechnął się jeszcze szerzej, patrząc na nią jak dorosły pies na szczeniaka, który usiłuje ugryźć go w ucho. Była w tym uśmieszku pobłażliwość i szowinizm, którego Inga nienawidziła w każdym wydaniu.
- Ohoho będziesz mnie biła? A cóż tym razem ci uczyniłem?- zapytał.
- Już ty doskonale wiesz co!- awanturowała się Szwedka. - Twoja niewyparzoną gębę powinien ktoś nasmarować mydłem.
- O co ci chodzi kobieto?- zdziwił się.
Dziewczyna zaszarżowała na piłkarza niczym wściekła kotka. Nie uderzyła go jednak a tylko stanęła na przeciwko wpatrując się w niego z wyrzutem.
- Powinieneś wiedzieć, ale rozwieję twoją sklerozę. Podobno rozgłaszasz wszem i wobec, że zaliczyłeś mnie podczas noclegu w Jeziorze Marzeń! O naszym wyjeździe wiedział tylko David a teraz huczy o tym w Arsenalu i Chelsea! Mam być szczęśliwa, że ludzie myślą o mnie jak o twojej dupie?! - zapytała.
Frank kompletnie zbaraniał, nie wiedząc o czym Inga opowiada. Z jego ust nie wyszło nawet pół słowa o wyjeździe do Milton a tym bardziej noclegu w drodze powrotnej.
- Nikomu nic nie mówiłem. - wykrztusił z siebie. - Może pochwaliłaś się swoim koleżankom, lekko ubarwiając rzeczywistość?
Inga myślała, że zaraz straci cierpliwość i odwinie temu pacanowi.
- Ja miałabym wygadywać takie pierdafony?!- ryknęła. - Prędzej przespałabym się z nogą od krzesła niż z tobą pieprzony szowinisto! - powiedziawszy to zabrała swój wózek i odjechała jak najdalej od zaskoczonego Franka.
Pomocnik patrzył za oddalającą się Szwedką dalej nie mogąc wyjść z szoku. Czuł się tak jakby przed chwilą na głowę zleciał mu fortepian a wokół latały błyszczące gwiazdki. Z tego wszystkiego zapomniał co miał kupić, więc czym prędzej ewakuował się z hipermarketu, pędząc w stronę samochodu. Z parkingu ruszył palac gumy i prawie wbijając się w słup reklamowy na którym o zgrozo widniał sporej wielkości plakat z podobizną Elen. Jego przeszła, niedoszła narzeczona uwielbiała robić z siebie pośmiewisko, biorąc udział w rozbieranych kampaniach. Nie żeby on był święty czy coś, ale jak brakowało jej na życie to przecież mogła zwrócić się do niego. Nie odmówiłby jej pieniędzy, przecież spędzili ze sobą kilka lat i mieli dwie wspaniałe córki. A teraz jeszcze ten jej narzeczony, Andre - jakiśtam, pozostałość po modelce Jordan. Naprawdę czy ta kobieta ma jakiś instynkt samozachowawczy?
Rozmyślając o swoich eks, Lampard przemierzał angielską stolicę z prędkością rajdowca i brawurą kierowcy karetki. Nie zdziwi się, jeżeli fotoradary zrobiły mu kilka uroczych fotek a jego księgowy znowu będzie narzekał na to, że musi płacić za niego mandaty.
W końcu wściekły Frank dojechał pod bliźniak zamieszkały przez Ingę i Davida. Drogę z samochodu pod drzwi obrońcy prawie przeleciał,zatrzymując się nosem przy kołatce. Walnął w drzwi z taką wściekłością, że prawie je rozwalił. Z głębi domu słychać było głos Luiza,powtarzający coś o paleniu.
Frank usiłował jeszcze raz zapukać, ale drzwi otworzyły się znienacka i wicekapitan Chelsea stał przed Brazylijczykiem z uniesioną pięścią.
- Frank?- zapytał zszokowany Dawid. - A co cię do mnie sprowadza, dopiero co wróciliśmy z Turcji. Stęskniłeś się ?
Frank bez słowa wyminął przyjaciela wchodząc do pogrążonego w półmroku holu. Bez słowa wyjaśnienia wszedł schodami na górę, prosto do salonu w którym panował bajzel nie z tej ziemi.
Luiz poczłapał za Anglikiem zdziwiony jego wizytą i mrukliwością. Czy nie spotkał czasem Ingi? Ci dwoje działali na siebie jak czerwona płachta na byka, gotowi rozszarpać sobie gardła. Po aferze z Szczęsnym raczej się nie widywali, za to przyjaciółka Luiza uwielbiała towarzystwo Fabiańskiego. Cały czas opowiadała o nim a przynajmniej było tak jeszcze przed poprzednią kolejką Ligii Mistrzów. Nie widzieli się dobre dwa tygodnie, wymieniając enigmatyczne smsy.
- Kto wie o tym, że zawoziłem Ingę do Milton i spędziliśmy tam noc?- Lamps zapytał bez ogródek. Wyglądał jakby zaraz miał dostać apopleksji.
Luiz zamyślił się zaskoczony pytaniem.
- Ja, ty...Inga...i- usiłował sobie przypomnieć.
- I ? - dociekał Lamps.
- No Hiszpanie i Terry. -przyznał się Loczek.
Lampard wzniósł oczy do sufitu, jakby chciał szukać w nim pomocy. Miał ochotę złapać za długą szyję Luiza i gołymi rękami go udusić a potem podrzucić Mou na pożarcie.
- A teraz wie także Arsenal i szatnia Chelsea a za niedługo przesiąknie to do prasy! - ryknął rozwścieczony. - Zdajesz sobie sprawę coście narobili? Któryś dorobił do tego historyjkę, że przeleciałem Ingę podczas zamieci i wyobraź sobie kto mi o tym powiedział?
- Terry?- zapytał nie mniej wkurzony Loczek.
- Inga!- wrzasnął Frank. - Oskarżyła mnie o przechwalaniu się w szatni, ale miło że poruszyłeś temat Terry'ego. Skąd on wie, bo że chlapiesz wszystko Oscarowi i Hiszpanom jest oczywiste jak zdrady księcia Karola?
Luiz z nerwów zmiął cały dół koszuli a jego twarz nabrała koloru głębokiej purpury.
- Chlapnęło mi się na imprezce, że całowałeś się z Ingą a potem podwiozłeś ją do Milton, ale nie mówiłem o żadnym spaniu. Johnny dorobił sobie do tego swoją własną wersję i jak widać wychlapał wszystko. Inga mnie zabije!- jęknął.
- I ma kurwa jakby powód!- skomentował to Frank. - Ale ty jej się będziesz z tego tłumaczył nie ja! Wybacz jadę ukręcić Johnowi łeb i to u samej dupy!- powiedziawszy to wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że prawie wyleciały z zawiasów a z sufitu nad nimi spadł kawałek tynku.
Dawid również nie był w dobrym nastroju, będzie musiał kajać się przed Ingą i obciąć sobie ten długi, latynoski jęzor. Nigdy więcej nie zaprosi Terry'ego na żadną imprezę!
____________________________________________________________________
Witajcie kochane!
Znowu mam mega obsuwę i chyba nic na swoje usprawiedliwienie. Ostatnio mój czas jest tak ograniczony, że ledwo nadążam za dobą a i tak wydaje mi się, że ona uprawia sprint a ja lecę za nią zziajana jak polscy reprezentanci za rywalami.
Ale do brzegu! Oddaję pod waszą ocenę nowy rozdział, ciut krótki bo pisany w nagłym przypływie weny w miejscu nie bardzo do tego przeznaczonym. Na dłuższy będziecie musiały troszkę poczekać, ale nie traćcie wiary- jak mawiał mój katecheta.
Wasze blogi nadrobię w ciągu najbliższych dni, nie zapomniałam o nikim!
I jeszcze mała reklama.
Martina natchniona bynajmniej nie duchem św a moim snem, postanowiła napisać opowiadanie o Franku. Och przeżywamy(to znaczy ja przeżywam, Martina tego biedaczka słucha) renesans miłości do boskiego Lamparda.
Tak więc jeśli lubicie opowiadania przygodowe i egzotyczne, to musicie wpaść na Lampard Agent 008! Trochę Martinie pomagam w fabule, więc moje czytelniczki nie będą zawiedzione! Zapraszam w imieniu swoim jak i Martiny!
Buziaki Fiolka :*
czwartek, 6 marca 2014
Rozdział VIII
Inga z językiem na brodzie i torbą przewieszoną przez ramię biegła ze stacji metra pod bliźniak w którym mieszkała. Luiz stał przed budynkiem z rękami w kieszeniach, kołysząc się w tył i przód jakby chorował na chorobę sierocą. Na brązowe loki nasadził błękitną, klubową czapkę dopasowaną do pikowanej kurtki. Inga jakby dla kontrastu miała na sobie czerwoną kurtkę z białymi refleksami z logiem Arsenalu na piersi.
- Wyglądamy dość specyficznie. - David przywitał się z przyjaciółką biorąc od niej torbę. - Wchodzisz na górę czy od razu jedziemy na zakupy?- zapytał.
- Załatwmy od razu zakupy. - odpowiedziała
- No to w drogę!- wysupłał z kieszeni kluczyki odblokowując guzikiem drzwi do wozu. Po piętnastu minutach zajechali pod Tesco. Kilku kibiców rozpoznało Luiza błagając go o podpis i zdjęcie, Inga czuła się zszokowana bo jeden z chłopaków rozpoznał w niej piłkarkę Arsenal Ladies.
- Jest pani świetna!- wyszczerzył się do zdjęcia robionego przez Davida. - Pan też, ale jestem fanem Arsenalu.
- Muszę to jakoś przeżyć. - oddał nastolatkowi smartfona.
Dalsza część zakupów przebiegła spokojnie, po kilkunastu minutach wychodzili z supermarketu z siatami wyładowanymi zakupami.
David pomógł przyjaciółce w zaniesieniu zakupów do jej mieszkania, jednak zaraz potem ulotnił się niczym metaforyczna kamfora. Nienawidził gotować a na pomoc kuchenną również się nie nadawał, poza tym przed nadejściem dziewcząt z Arsenal Ladies musiał się odstrzelić.
Inga przygotowała trzy dipy, do kolorowych misek z Ikei wysypała pikantne krakersy i chipsy, które zamierzała obsypać solidną porcją żółtego sera i zapiec w mikrofali. David obiecał zamówić pizzę, gdy dziewczyny już przyjdą. Dzisiaj nie mogli sobie pozwolić na nadmierne opilstwo musiało więc wystarczyć chilijskie wino, piwo i Somersby.
Po przygotowaniu poczęstunku, piłkarka w ekspresowym tempie udała się pod prysznic ciesząc się w duchu, że nie ma długich włosów. Zabiegi pielęgnacyjne i kosmetyczne zajęły jej całe dziesięć minut, kolejne pięć wygrzebanie z szafy jeansów i t-shiru. Loczek czekał już na nią w salonie zajadając się żelkami w kształcie misiów.
- Myszkowałeś mi w szafce kuchennej!- wskazała w niego oskarżycielskim palcem.
- Byłem głodny. - wystawił jej język w dalszym ciągu pałaszując żelki.
- Trzeba było zrobić sobie kanapkę, albo zjeść chipsy.
- Byłem głodny na słodkie!- przekonywał z rozbrajajacą szczerością.
- Luiz jesteś niemożliwym przypadkiem, całkowicie beznadziejny. - dała spokój. W końcu utrata żelek nie była aż tak dotkliwa a jak będzie u niego z wizytą to zje mu wszystkie tik taki, które poupychał w szafce nad zlewem.
- Takiego mnie kochasz. - uśmiechnął się szeroko, pędząc na dół gdyż nadchodzili pierwsi goście.
Okazało się, że na dole czeka spora grupka dziewcząt odzianych w kolorowe płaszcze. Luiz zachichotał witając się z każdą i flirtując w niemożliwy sposób. Impreza rozkręcała się na dobre, nie było tylko Ciary, która miała przyprowadzić kolegę i Maty. Ten zjawił się po godzinie z wypiekami na twarzy i butelką szampana w ręce.
Posłał Indze maślane spojrzenie, jednak nie miał sposobności żeby gospodyni zajęła go konwersacją, gdyż przysiadła się do niego Faye. Po kilkunastu minutach Hiszpan rozluźnił się na tyle, że dyskutował z Angielką o literaturze jej kraju.
- To mól książkowy. - Luiz szepnął do Helen konspiracyjnie. - Płacze na Titanicu!
- Sam płaczesz na nim Loczku. - wyzłośliwiła się Inga.
- Wcale nie! Wpadł mi do oka chips a ty od razu założyłaś, że wzrusza mnie los Leonarda i Kate! - bronił się David.
- Dobra, dobra... Nie słuchajcie go, Loczek to bardzo uczuciowe zwierzątko. - Szwedka pogłaskała go po lokach niczym ukochanego psiaka.
- A może zatańczymy?- zaproponowała Yvonne.
- Jestem za!- dodała Helen.
Reszta dziewczyn podłapała pomysł, David puścił na cały regulator najnowszy przebój Pharella Williamsa- Happy.
Towarzystwo poczęło się wyginać i podskakiwać, Loczek podskakiwał jak sprężyna, okręcając w sambie poszczególne koleżanki Ingi.
- Because I’m happy. - wykrzyczały dziewczyny.
- Clap along if you feel like a room without a roof - odśpiewał David.
Because I’m happy - klasnęła Inga.
Clap along if you feel like happiness is the truth - odśpiewały dziewczyny.
Wszyscy kręcili się po salonie, wpadając na siebie jak kolorowe piłki. Szwedka nie zauważyła, że ktoś wcześniej dzwonił do drzwi a w progu stanęła Ciara w towarzystwie wysokiego bruneta o nieprawdopodobnie ciemnych niczym u jelonka oczach.
Inga zahamowała przed towarzyszem koleżanki, zarumieniona i potargana jakby przed chwilą wyszła z karuzeli.
- Cześć. - uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Inga.
- Bam...to znaczy Łukasz. - odpowiedział jej rozbawiony. - Ciekawa impreza.
- No to przedstawianie mamy z głowy, pogadajcie sobie a ja lecę przywitać się z resztą. - Ciara rozsiadła się koło Davida dając mu się kokietować. Inga spojrzała na Loczka otoczonego przez niewiasty niczym przedszkolaki kłębiące się koło wychowawczyni. Mata i Faye zniknęli gdzieś razem a lekko onieśmielony Łukasz podążył za Ingą do kuchni, osłoniętej od salonu aneksem. Z pomieszczenia obok co rusz słychać było wybuchy śmiechu dziewcząt zabawianych przez Brazylijczyka. Obrońca Chelsea był w siódmym niebie, on i tabun rozchichotanych dziewcząt czyli coś co tygrysy lubią najbardziej.
Tymczasem Inga bezskutecznie próbowała się dodzwonić do pizzerii.
- Może byśmy zrobili pizzę?- zaproponował bramkarz Arsenalu.
- A potrafisz?
- Jeśli tylko masz składniki to możemy coś podziałać. - uśmiechnął się szeroko.
Inga skapitulowała, ten chłopak był tak sympatyczny i tak różny od bezczelnego Lamparda. No właśnie Lampard! Zawsze musi wcisnąć się w jej myśli, już to robiło z niego irytujący okaz.
- Drożdże, ciepła woda i olej do jednej miseczki. Mąka i trzeba to wszystko rozmieszać, wyrobić i zostawić do wyrośnięcia. Widzę, że masz w szafce specjalną miskę do ciast drożdżowych. - wskazał błękitno- białe plastikowe naczynie z gumowaną pokrywką. - Do przetartych pomidorów dodamy bazylię i czosnek, będzie sos. Masz mozarellę?
- Mam. - wyciągnęła z lodówki pokaźny kawałek sera. - David za nią przepada, robię mu czasem zapiekanki na kolacje.
- Darmowa kuchnia sąsiedzka?- zapytał pracowicie ugniatając ciastko.
- Coś w tym stylu. - odpowiedziała podając mu olej.
- Widziałem cię ostatnio w akcji. - spojrzał na nią. - Jesteś świetna, idealnie wpasowujesz się w koncepcję arsenalowskich dziewcząt. Nawet Wojtek Szczęsny był pod wrażeniem.
- Nie omieszkał tego pokazać. - burknęła.
- Słyszałem co mówi o tobie w szatni. Nie powinnaś się przejmować, Wojtek jeśli chodzi o kontakty z kobietami jest jak dwuletnie dziecko, któremu zabrało się zabawkę.
- Zachowuje się jak buc. - Inga nie chciała przyjąć usprawiedliwiania chamstwa kolegi Łukasza.
- To prawda. Ale wszyscy puknęli się w czoło. Arsene kazał mu ciebie przeprosić, ale Wojtek jest butny jak urażona nastolatka. Pewnie mu głupio.
- Powinno mu być głupio. - Inga zacięcie kroiła mozarellę.
- Może zmieńmy temat. - zaproponował pojednawczo.
Inga przytaknęła nie chcąc kontynuować rozmowy o koledze Łukasza. Bambi okazał się świetnym rozmówcą, bardzo oczytanym i zaznajomionym z historią Londynu. Podczas wypiekania pizzy umówili się na wycieczkę do Tower, które Inga zawsze chciała obejrzeć.
Bramkarz Arsenalu zaimponował Szwedce wiedzą i sposobem bycia, był bardzo różny od nachalnego Szczęsnego, wkurzającego ją Lamparda i rozbrykanego Loczka.
Towarzystwo przyjęło wejście pizzy z głośnymi pogwizdywaniami. Po posiłku dziewczyny postanowiły wyciągnąć Davida na dyskotekę, nazajutrz zarówno Arsenal Ladies jak i Chelsea miały wolne. Inga wolała zostać w domu, zaś Mata i Faye przepadli na długo zanim na stół wjechała pizza. Komórka pani kapitan milczała jak zaklęta a i Juan nie odbierał swojej. Łukasz został z Ingą zgłaszając się jako pomocnik do sprzątania. Potem grzecznie się pożegnawszy zniknął w taksówce, którą wcześniej zamówił.
Kilka dni później Frank zły na cały otaczający go wszechświat rozsiadł się na kanapie w swoim ekskluzywnym salonie, oglądając wiadomości.
Dzień wcześniej wrócił do gry po miesięcznej przerwie i znów musiał się poddać, gdyż jego biodro odmówiło mu posłuszeństwa. Dwa tygodnie pauzowania i kolejna frustrująca sytuacja w jego życiu. W dodatku Luiz nieopatrznie chlapnął, że jego sąsiadka coraz częściej spotyka się z drugim bramkarzem Arsenalu- Łukaszem Fabiańskim.
Nie powinno go to interesować, bo Inga była tylko znajomą, która wybitnie działała mu na nerwy i która jeszcze nie tak dawno leciała na niego, ale coś w całej tej sytuacji bardzo go wkurzało.
Fabian był starszy od Szwedki zaledwie o pięć lat a nie jak on o dwanaście. Po co w ogóle roztrząsa zawiłości wiekowe między nim, bramkarzem Arsenalu i Ingą? Czuł, że dopada go kryzys wieku średniego. W dodatku wysiada mu biodro i boli kopano. Co za paskudny dzień!
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka, po którym nastąpiło spektakularne wejście jego managera. Brodaty rozsiadł się na kanapie, odpalając z elektrycznej zapalniczki kubańskie cygaro.
- Coś taki pochmurny, Franiu?- zapytał jakby nigdy nic. - Będziesz żył staruszku.
Lampard zmierzył go lodowatym spojrzeniem.
- Nie jestem stary!- niemalże warknął.
Nie dość, że miał skopany dzień, przeżywał kryzys wieku średniego to jeszcze jego własny manager dokopuje mu w taki sposób.
Harry spojrzał na podopiecznego z zaskoczeniem.
- Źle spałeś kociaczku?- huknął donośnym basem. - Napij się whisky i ci przejdzie. Myślę, że zachowywałeś się w miarę grzecznie i możesz pokazać się na mieście z tą swoją skandynawską boginią o ile na horyzoncie nie będzie Szczęsnego i jego parszywej mordy. Swoją drogą myślałem, że Polacy są bardziej urodziwi.
- Inga nie jest moją boginią!- powiedział trochę nazbyt wybuchowo. - Poza tym chodzi z urodziwszym od Szczęsnego Polakiem! - syknął ironicznie.
Harry zamarł z cygarem w dłoni, niczym filmowy don Corleone. W jego zielonkawych oczkach zalśniła złośliwość. To taka para kaloszy! Piłkareczka zaczęła spotykać się z innym, młodszym chłopcem i to jest powód złości Frania.
- Złamane serce, brylanciku?- zaciągnął się dymem. - Nie rób z siebie ramola, byle jaki jelonek nie odbije ci laski!
- To nie jest moja laska!- powtórzył Lampard.
- Dlaczego się tak złościsz Frankie?- Harry zdziwił się na pokaz. Nie od parady nazywają go starym lisem i wiedział dokładnie co się kołacze po łepetynie Lamparda.
- Bo mnie wkurzasz!
- Nie wkurzam cię, jak przyszedłem to już byłeś podminowany jak moja eks małżonka przed okresem. Powinieneś umówić się z tą blondyneczką a tak użalasz się i jęczysz jak niezdrowa dupa!
- Nie jęczę!- żachnął się Lamps. - Odpoczywałem a ty przylazłeś i pieprzysz mi jakieś farmazony.
- A co ty jesteś nietykalna dziewica i nic ci nie można powiedzieć?- brodaty zapytał z jadowitą słodyczą.
- Odpieprz się Harry. Chcę zostać sam! - mruknął Frank.
Manager podniósł z kanapy swoje sporych rozmiarów cielsko, zgasił papierosa w niedopitej szklance whisky, po czym bez słowa wyszedł z salonu Lamparda. Niech w końcu ten angielski gołodupiec umówi się z tą piłkarką, bo on nerwowo z nim nie wytrzyma!
__________________________________________________________________________
Witajcie!
Nie było mnie dwa tygodnie i narobiłam zaległości w waszych i swoich opowiadaniach. Nie cierpię przedwiośnia bo albo jestem chora, albo zagoniona, albo mój komputer odmawia współpracy. Jeśli jeszcze do którejś z Was nie zajrzałam to wyrażam głęboki żal i idę się samoubiczować, ale nie nadążam!
Ale rozdział jest! Bambi się pojawił i chyba trochę namiesza w kotle. Czekam na Wasze opinie i powoli lecę nadrabiać blogi na które jeszcze nie dotarłam!
Załączam focię kucponkowo- smutnego Franusia!
Pozdrawiam Fiolka :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)