czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział VII



    Frank na galę przyjechał z kierowcą, którego  po opuszczeniu budynku wezwał telefonicznie by stawił się w umówionym miejscu, kilka przecznic od hotelu w którym odbywało się afterparty.
    Ochroniarze posłali uciekinierom szerokie uśmiechy, puchnąc z dumy z faktu, że udało im się wywalić z imprezy Szczęsnego. Nie zadzwonili na policję, ale jeden z nich zrobił obszerną fotorelację a drugi kamerował iphonem, żeby nie było wątpliwości kto był jednostką agresywną.
    Inga zorientowała się, że ręka którą uderzyła o podłogę zaczęła sinieć i puchnąć, natomiast warga Lamparda wyglądała, jakby  odwiedził konowała zamiast chirurga plastycznego.
    - Wyglądamy jak ofiary wojny domowej. - Frank dotknął delikatnie spuchniętej ręki piłkarki. - Zawiozę cię do szpitala.
Inga pokręciła głową.
    - Daj spokój, to tylko stłuczenie. Posmaruję na noc maścią a jutro rano zbada mnie lekarz klubowy.
    - Wolałbym jednak, żebyś to prześwietliła.
Inga westchnęła i skapitulowała z facetami nie należy dyskutować.
    - Dobrze. - odpowiedziała tylko.
Do rozmowy wtrącił się kierowca Franka.
    - To dokąd panie Lampard?- popatrzył na piłkarza w odbiciu lusterka.
    - Do św Bartłomieja. - zarządził Lampard.

   Szpital znajdował się dość niedaleko a ulice o tej godzinie nie były nadmiernie zatłoczone. Lamps poprosił Bobby'ego żeby pojechał już do domu, sam miał zamiar odwieźć Ingę do Hammersmith a potem pojechać do siebie na Belgravię.
    Wysiedli przed opustoszałym wejście do szpitala, od razu kierując się na izbę przyjęć. W Bartłomieju pracował jeden z kolegów Lamparda John. K. Rucinsky, Anglik polskiego pochodzenia. Akurat miał dyżur i szybko załatwił Indze prześwietlenie, które nie wykazało żadnego złamania, ale Frank w dalszym ciągu nie był przekonany.
    - Zrób jej rezonans, jakieś ścięgno może być naderwane. - nalegał na lekarza.
Błekitne oczy Johna spojrzały na niego z dezaprobatą.
    - Lamps, czy mam cię wyprosić?- zapytał uprzejmie. - Czy on zawsze tak panikuje?- zagadał wesoło do Ingi.
Dziewczyna pokręciła głową.
    - Nie mam pojęcia, nie jesteśmy aż tak blisko. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, co trochę ubodło Lamparda. John lubił blondynki i podobnie jak Terry miał gadane i zaraz zacznie smolić cholewy do Bergman.
    Nie powinno go to interesować bo tylko jej pomógł, ale gdzieś w środku poczuł mikroskopijne uczucie zazdrości. Jak ukąszenie komara, niby nie zauważasz ale potem zaczyna robić się wkurzające.
    Obeszło się bez rezonansu doktor Rucinsky zapisał Indze maść sterydową, zalecając również opaskę usztywniającą na stłuczone miejsce.
Wychodzili ze szpitala Inga potknęła się na wystającej płycie chodnikowej.
    - Kurwa!- wyrwało jej się. - Nawet chodnik mnie dzisiaj nienawidzi.
Lampard ledwo ukrył rozbawienie.
    - Poczekaj do jutra jak nas Ciezny obsmaruje.
    - To się nie mówi jakoś Cięsny? - poprawiła go.
    - Dziwne nazwisko, ale Polacy generalnie mają ciężkie nazwiska a już piłkarze zwłaszcza. Blaszykoski, Piszek, Vazilevsky?
    Inga zaśmiała się w głos, widząc jak Lamps nie radzi sobie z nazwiskami reprezentantów Polski. Był przy tym taki słodki. Jak dziecko w podstawówce, któremu kazano nauczyć się trudnego wyrazu. Tok jej myślenia znowu powędrowałby do zalet Franka i cofnął się w rozwoju do lat nastoletnich, gdyby nie samokontrola. Nie mogła rozmyślać o Lampardzie! Zachował się jak rycerz na białym koniu, ale nie mogła zapominać tego, że dostaje przy nim małpiego rozumu . Rozregulowywał jej hormony, śnił jej się po nocach, miała ochotę go rozebrać a z drugiej strony wkurzał ją jak nikt inny. Z tego wszystkiego zapomniała zadzwonić do Luiza, który dobijał się do niej a komórkę wyciszyła i wrzuciła do kieszeni płaszcza.
    - Wiesz co...- zwróciła się do niego. - Pojedźmy osobnymi taksówkami, jest późno a oboje mamy trening.
- Mowy nie ma, z Hammersmith do Belgravii nie jest znowu tak daleko. Pół godziny mnie nie zbawi. - zaprotestował żywiołowo.
    - Skoro nalegasz. - wzruszyła ramionami.
Czuła się głupio, ale nie mogła pokazać mu jak na niego reaguje. Frank milczał przez całą drogę, przysłuchując się rozmowie Ingi i Luiza. David tak głośno krzyczał do słuchawki, że dokładnie wiedział co mówi i jak bardzo jest wzburzony. Taksówkarz wysadził ich pod mieszkaniem Ingi. Na miejscu był już Luiz przestępując z nogi na nogę, przez co jego loki podskakiwały jak małe sprężynki.
    - Inga!- wykrzyknął biorąc dziewczynę w opiekuńcze ramiona. - Wszedłem na twittera ten buc was obsmarował!- wykrzyknął wzburzony. - Zabiję go!- wskazał jej rękę w opasce usztywniającej. Frankie jesteś moim bohaterem! Wpierdolimy im w sobotę!- oczy Luiza zapałały gniewem.
    - Spokojnie. - dziewczyna odsunęła się od przyjaciela. - Nie wywołujcie afery.
    - Pieprzeni Kanonierzy nam za ciebie zapłacą!- wykrzyknął Luiz, zaraz jednak przypomniał sobie, że Inga również jest Kanonierką i wyszłoby z tego niepożądana przez nikogo afera. Szczęsny i tak narobił szumu, ale nikt nie chce żeby media za nimi jeździły.
    - Idźcie do środka. - nakazał Frank. - Nie komentujcie zajścia a ty Luiz nie twittuj w tej sprawie. Pogorszysz sytuację.
    - Nie możemy puścić mu tego płazem!-uniósł się David.
    - Ale też nie chcemy wokół całej sprawy szumu. - zaznaczył Frank.
Inga czuła, że musi się wtrącić w końcu to przez nią a właściwie przez końskie zaloty Szczęsnego, wybuchła cała ta afera i bójka.
    - David odpuść, Frank ma rację. To nic nie da z takimi osobnikami się nie dyskutuje, trzeba go olać. - w jej głosie słychać było zmęczenie.
    - Nikt nie będzie cię wyzywał i podrywał, jeśli sama tego nie chcesz!- Loczek nie chciał odpuścić, nakręcił się jak zajączek z bateryjką duracela.
    - Odpuść. - Frank jeszcze raz powtórzył, tym razem dobitniej.- Zaprowadź Ingę do domu, pogadamy o wszystkim jutro. Dobranoc!- wsiadł do taksówki, która z miejsca ruszyła w stronę jego domu.
   David zorientowawszy się, że przyjaciółka słania się na nogach ze zmęczenia i nadmiaru wrażeń, pomógł jej otworzyć drzwi i wejść do mieszkania. Nie dał się wyprosić dopóki piłkarka nie przyłożyła głowy do poduszki. Wtedy uznał, że może iść do siebie i odpocząć przed jutrzejszym dniem, który zapowiadał się raczej burzliwie i nie miał na myśli prognozy meteorologicznej.

    Następnego dnia Frank został wezwany na klubowy dywanik. Mou chodził po gabinecie Abramowicza jak lew w klatce. Roman spoglądał na Special One z pewną dozą kpiarstwa, nie podzielał zdania trenera i właściwie nie uważał, żeby Lampard musiał z czegokolwiek się tłumaczyć. Nie mniej jednak nie miał ochoty przez następne tygodnie wysłuchiwać gderania Portugalczyka i wizji odsuwania Anglika od składu, dlatego że jakiś gówniarz z Polski wypisuje o nim głupoty na twitterze i facebooku.
Frank wszedł do gabinetu na luzie nie przejmując się tym, że Jose chce mu urwać łeb i żąda krwi.
    - Dzień dobry. - przywitał się z trenerem i prezesem.
    - No ja nie wiem czy taki dobry!- prychnął Mourinho. - Nie przyszedłeś tutaj z kurtuazyjną wizytą Lampard. - zmierzył Anglika wrogim spojrzeniem.
    Opinia publiczna zawsze uważała, że Mou do Lamparda ma słabość a tak naprawdę to Roman wymógł zatrzymanie legendy The Blues do końca jego kariery. On najchętniej wysłałby Franka na orbitę okołoziemską z wilczym biletem.
    - Siadaj Frank. - Abramowicz przemówił zza swojego biurka wielkości lotniskowca. - A ty Jose nie ciosaj mu na głowie kołków, powiedziałem że to ma być merytoryczna rozmowa.
    - A co ja jestem kurwa politykiem, że mam merytorycznie rozmawiać?- ciskał się Mou. - Jestem wściekły!
    - Nie rozumiem po co zostałem wezwany, mamy się kłócić jak przekupki na targu? - zapytał się Frank.
    - Trzymajcie mnie!- zagrzmiał trener! - Co żeś wczoraj narobił, że Szczęsny cię od terrorystów wyzywa?
    - Spokój!- Roman czuł, że zaraz eksploduje. Mourinho ciskał się jak zdradzana żona i w takim nastroju to oni na pewno nie znajdą rozwiązania. - Ty Jose siedź cicho a Frank możesz kontynuować.
Lampard zgodnie z prośbą opowiedział przebieg wydarzeń wczorajszego wieczoru i swoje stanowisko.
    - No i dobrze zrobił, poza tym karki mają zdjęcia i nagrania Szczęsnego. Nasz prawnik zadzwoni do jego menadżera w sposób kulturalny, żeby jego podopieczny przestał szczekać. Jesli nie, nagranie wycieknie do sieci i założymy sprawę w sądzie. - Roman podszedł do sprawy w sposób racjonalny.
    - Musiałeś obijać mu mordę?- parsknął Mourinho.
Koniecznie chciał się dopierdolić do Franka i zupełnie nie zwracał uwagi na to, że Abramowicz nie ma ochoty karać Anglika za bójkę ze Szczęsnym.
    - Daj spokój Jose. - Frank był znudzony tym spotkaniem. - Mogę iść na trening?- zapytał.
    - A spieprzaj i nie myśl, że tak ci to puszczę płazem. Mam na ciebie oko!
Po wyjściu Lamparda prezes i trener zdążyli się jeszcze pokłócić, ale Abramowicz jakoś zdołał ugłaskać Mourinho. Nie będzie najazdów osobistych na Franka a temat Szczęsnego został raz na zawsze zamknięty.

    Inga zaraz po przyjeździe do klubu, została skierowana na badania lekarskie. Lekarz potwierdził silne stłuczenie i zalecił rehabilitację, maść sterydową i opaskę, którą piłkarka cały czas nosiła.
Dziewczyny stanęły za nią murem, zgodnie twierdząc że Szczęsny jest kompletnym idiotą.
    - Ale co dokładnie ci powiedział?- dopytywała się Faye.
    - Chciał mnie zaprosić na kolację ze śniadaniem. - odpowiedziała Inga. - Jak się nie zgodziłam usiłował mnie pocałować.
Ciara Grant zmarszczyła nos jakby poczuła coś nieświeżego.
    - Wojtusia chyba swędzi kropidło, bo ta jego polska piosenkarka go rzuciła. Snuje się teraz w nadziei, że jakaś naiwna mu da. Żadna Kanonierka nie poleci na jego urok osobisty. - zaśmiała się się defensorka.
    - A ta jego lasia to nie była czasem Ukrainką?- zapytała Natalie Ross.
    - A czy to ważne? Rzuciła go, bo podobno wolał własną rękę!- Abbie Prosser zaimitowała obsceniczną sugestię, jaką bramkarz Arsenalu lubił pokazywać kibicom.
    Szatnia wybuchła śmiechem, nawet Inga lekko się rozchmurzyła. Dziewczyny okazały się równymi babkami i nie dałyby jej skrzywdzić. Postanowiła zaprosić je na małą parapetówkę. Koleżanki zgodziły się wpaść wieczorem, więc miała trochę czasu na rozpoczęcie przygotowań.
    - Mogę kogoś ze sobą przyprowadzić?- zapytała Ciara.
    - Pewnie weźmie ze sobą Bambiego. - zachichotała Faye. - Ciara wzięła sobie do serca znalezienie dla niego dziewczyny.
    - Bambiego?- Inga nie miała pojęcia o kogo chodzi.
    - Łukasza Fabiańskiego, drugiego zawodnika Arsenalu. - odpowiedziała Ciara.
    - On jest słodki. - wtrąciła się Natalie. - Ma oczy jak mały jelonek!
    - Dlatego nazywają go Bambi. - podsumowała Faye.
    - Mi przypomina słodkiego źrebaczka. - rozmarzyła się Helen. - Takiego wiecie, którego można zagłaskać na śmierć.
    - Zejdźcie z niego potwory!- Ciara wzięła się pod boki. - On jest naprawdę fantastycznym kumplem i może wypić siedem piw i potem nie ma kaca.
    - Jak tak to zmienia postać rzeczy!- zakpiła Faye. - No to co Inga, Ciara może zabrać do ciebie jelonka?
    - Jeśli o mnie chodzi, możecie przyjść z kim chcecie. - Inga sięgnęła do szafki, wyciągając z niej torbę.
    - To widzimy się wieczorem!- pożegnała się Faye.
    - Do zobaczenia!- Szwedka wyszła z siedziby klubu uśmiechnięta od ucha do ucha.

    Wsiadając do metra myślała o liście zakupów i sklepie w którym się zaopatrzy. Musi w końcu kupić samochód.
    Jej rozmyślania przerwał telefon od Luiza. Na wieść o przyjęciu podpalił się jak amerykańska nastolatka, organizująca "słodką szesnastkę".
    - Impreza? Z Arsenal Ladies? Wpadnę!- zarechotał do słuchawki. - Ej wezmę  Matę ze sobą, dobrze? Znajdziesz mu jakąś koleżankę bo usycha z miłości do ciebie!
    - Pewnie, daj numer Juana to go zaproszę.
    - Może lepiej zrobię to ja, bo jeszcze pomyśli, że na niego lecisz. A Frank też jest zaproszony?
    - Nie kumpluję się z Frankiem. - odpowiedziała z przyśpieszonym biciem serca.
    - Nie? A ja odniosłem inne wrażenie, ale to twoja impreza. Za dwadzieścia minut będę w domu, to pojedziemy na obiad i po zakupy, ok?- wykrzyknął w słuchawkę. - I kup wreszcie samochód, bo jak jedziesz metrem to cię nie słyszę!
    - Ok, ok! Za pół godziny u mnie! - odkrzyknęła.
    - Ciau bambina!
    - Ciau.

______________________________________________________________________
Witajcie!
Oddaję pod waszą ocenę kolejny rozdział. Bez komentarza odnośnie fabuły, piszę z gorączką i stylistyka leży i kwiczy, ale słowo się rzekło i rozdział miał być dzisiaj. 

Czekacie na Bambiego? Miałam go wprowadzić, zanim wczoraj zrobił mi niespodziankę, po tym jak Wojtunio wyleciał z bramki.
Widziałyście co nasz number one pokazał kibicom? Jak dla mnie postawa poniżej jakiejkolwiek krytyki...

Blech! 
                                                                          Miłego czytania! Fiolka :*

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział VI



 
 Następnego dnia drogowcy w końcu wzięli się za siebie, czego skutkiem były prawie idealnie odśnieżone drogi.
   Pani Hudson powitała państwa Bergman szerokim uśmiechem proponując im typowo angielskie śniadanie i herbatę z mlekiem.
Inga, którą bolało dosłownie wszystko odmówiła jedzenia prosząc o filiżankę mocnej kawy, nie potrafiła zrozumieć Anglików i ich dziwnych upodobań do psucia smaku herbaty.
    Frank był w wyśmienitym humorze uśmiechając się pod nosem. Inga gdy myślała, że on nie patrzy miała tak zbolałą minę, jakby przed chwilą wróciła z meczu. Rozumiał ją, bo spanie na kawałku deski, obitym czerwoną tkaniną nie jest najprzyjemniejszą rzeczą na świecie.
    - Już państwo skończyli?- pani Hudson wyłoniła się z kuchni w jasnoróżowym fartuszku w serca.
    - Tak proszę o rachunek. - Frank spojrzał na kobietę z uśmiechem. - Musimy wracać do Londynu.
    - Zaraz przygotuję, proszę tutaj na mnie poczekać!- zniknęła na schodach zostawiając Franka i Ingę samych.
    Po raz kolejny zapadła cisza dla Ingi dość krępująca, dla Lamparda raczej obserwacyjna.
    - Masz dzisiaj trening?- Anglik spojrzał na dziewczynę, która celowo unikała jego wzroku skupiając się na kilku kroplach kawy na dnie filiżanki.
    - Odwołany, ale jutro muszę dojechać do Meadow na zgrupowanie przedmeczowe.
    - Drogi do tej pory powinny zostać odśnieżone. - Lamps wprowadził do rozmowy element komiczny, nie chciał pastwić się na pannie Bergman, chociaż imponowało mu, że dwanaście lat młodsza piłkarka leci na niego a nie np na Matę albo Hazarda.
    - Możemy już jechać?- Inga podniosła oczy znad filiżanki.
Było jej strasznie głupio i chciała, żeby podróż z Lampardem skończyła się jak najszybciej.
    - Nadchodzi pani Hudson. - Frank wskazał na gospodynię "Jeziora marzeń" idącą w ich stronę z szerokim uśmiechem.
    Lampard zapłacił jej za nocleg, podziękowali grzecznie i ruszyli w drogę do Londynu. Inga uparła się, że odda kasę za siebie, ale Anglik nie chciał słyszeć o tym w końcu spała na otomanie a on w łóżku nie będzie bucem do końca. Droga do stolicy zajęła im nieco ponad godzinę. Pod hotelem, gdzie aktualnie mieszkała     Szwedka pożegnali się zdawkowo a potem Frank ruszył do swojej londyńskiej rezydencji w Belgravii. Przez lata gry w Chelsea dorobił się tego niebotycznie drogiego apartamentu, domu w Surrey i posiadłości w Prowansji. Rzadko tam bywał, ale lubił w czasie urlopu zresetować się i odpocząć w ciszy i spokoju.     Najczęściej bywał właśnie w domu przy Upper Belgravia Street. Lubił tę dzielnicę pomimo tego, że była najdroższa w Londynie i raczej nie można było w niej zrobić imprezy stulecia. Facet w jego wieku powinien jednak unikać zabaw do białego rana i imprez u kolegów. Zawsze lubił się dobrze bawić, co będąc przyjacielem Terry'ego przyszło mu niejako z łatwością. To na imprezach Terry'ego poznał Elen a potem Christine i o ile pierwsza z nich dała mu Lunę i Islę to Christine była najgorszą pomyłką w jego życiu. Małostkowa i chciwa, po rozstaniu którego sama była winowajczynią zrobiła z niego seksiarza, bawidamka i żigolaka. Zagroziła opublikowaniem ich intymnych zdjęć, które zrobili sobie po pijaku.
    To była z jego strony skrajna głupota, ale też musiał uczciwie przyznać, że nie pierwsza w jego życiu. Jego menadżer cały czas powtarzał mu, żeby unikał rozgłosu w mediach nie związanego ze sprawami sportowymi.
    - Masz siedzieć na dupie i modlić się żeby Christine zamknęła mordę. - powiedział Harry podczas ostatniego spotkania.
    Od tego czasu zdążył być na imprezie u Luiza, dwukrotnie całować Ingę, pokłócić się z nią w miejscu publicznym a potem utknąć na zadupiu zasypanym śniegiem. Jak Harry się dowie to wyrwie mu nogi z dupy.
    Frank myśląc o tym, żeby żadna z gazet nie zauważyła jego eskapad wszedł do mieszkania rzucając kurtkę na komodę. Zrzucił też buty idąc w stronę salonu a mianowicie barku. Miał ochotę napić się whisky i walnąć na kanapie.
    Jakież było jego zaskoczenie gdy w salonie zastał Harry'ego z marsową miną. Brodaty rudzielec siedział na kanapie trzymając w ręku drinka.
    - Gdzie to się bywało Franiu?- zapytał zjadliwie.
    - A co jesteś moją mamusią Harry? - odpowiedział mu równie uprzejmie Frank. - Utknąłem na pieprzonej autostradzie i musiałem przenocować w motelu.
Brodaty nie wyglądał na przekonanego.
    - Byłeś sam? - drążył temat.
Lampard poczuł się jak nastolatek przyłapany na całowaniu dziewczyny w szkolnym kiblu, podczas potańcówki.
    - A po co mam odpowiadać skoro wiem, że dowiedziałeś się z kim byłem.
Brew menadżera podjechała do góry w geście zdziwienia.
    - Właśnie nie wiem. Spodziewałem się jakiejś dupy pokroju Christine i Elen- wybacz na nomenklaturą, ale masz fatalny gust kochasiu. - zaśmiał się rubasznie.
    Frank zmierzył go groźnym spojrzeniem. Rudobrody wkurzał go jak nikt inny, ale był znakomitym menadżerem i kiedy jego karierze coś zagrażało, potrafił wziać go za dupę i zmotywować.
Był też jego przyjacielem i cenił sobie tę szorstką relację, która między nimi panowała. Harry walił prawdę prosto w oczy bez żadnego miłosierdzia.
    - To piłkarka, koleżanka Luiza. - odpowiedział Lampard nalewając sobie whisky.
    - Arsenal Ladies? W końcu wziąłeś się za kogoś na twoim poziomie a nie pustego lachona, który doi cię jak złotodajną krowę? Nie wierzę!
    - Za nikogo się nie wziąłem!- Lamps podniósł głos. Kilka kropel złocistego płynu wylało się na kremowy dywan. - To jest koleżanka Luiza!
    - Już ja znam ten błysk w oku, kochasiu. - zarechotał Harry. - Lecisz na nią! Ile ma lat?
    - Skąd mam wiedzieć? Nie zaglądałem jej do paszportu. - zełgał Lampard. Dokładnie sprawdził ile lat ma Inga i co o niej piszą w internecie.
    - No i coś taki przywalony jak żuk plandeką?- odpowiedział Harry. - Nie wymiguj się, bo zawsze wiem kiedy masz ochotę umoczyć kropidło. Nie musisz się migać i krygować, jesteś ze mną a nie z mediami.         Możesz sobie dupczyć, tylko rób to po cichu! Media mogą cię widzieć za rączkę z córkami, ewentualnie jakieś subtelne kolacyjki z tą prześliczną blondyneczką. Żadnych sekstaśm i zdjęć w klubowych kiblach. I powiedz Terry'emu że jak coś odpierdoli, to mu urwę jaja. - brodaty zakończył swoją przemowę. - Idę popracować a ty sobie odpoczywaj.
Powiedziawszy to zostawił Franka samego z niedopitą szklanką whisky i tlącym się w popielniczce niedopałkiem papierosa.

    Przez kilka następnych tygodni Inga skupiła się na walce o miejsce w składzie i dopięcie ostatnich spraw związanych z przeprowadzką. Ostatecznie zdecydowała się na mieszkanie w Hammersmith i zostanie sąsiadką Luiza. Loczek zwariował. Ciągał ją po wszystkich znanych sobie dyskontach meblowych, sklepach z dodatkami i sprzętem.
    Od tygodnia mogła poszczycić się własnymi czterema kątami, miejscem gdzie będzie mogła wypoczywać po treningach. Dzisiaj od rana chodziła zdenerwowana, ponieważ wieczorem szła z Luizem na rozdanie nagród pilkarskich magazynu Goal. Dziewczyny z zespołu były podekscytowane od tygodnia nie mówiły o niczym innym, wymieniały się uwagami i nowinkami modowymi. Inga jeszcze do wczoraj była załamana, bo nie miała w szafie odpowiedniej sukienki. W dodatku nie znała żadnej dobrej fryzjerki, która była wolna i mogłaby zrobić coś z jej krótkimi włosami. Na szczęście koleżanka pomocy domowej Luiza, miała siostrę fryzjerkę. Karolina, bo tak miała na imię, obiecała przyjść do mieszkania Ingi i ułożyć jej włosy.  Sprawa sukienki również się rozwiązała. David poszedł z nią na zakupy, bawiąc się z reakcji sprzedawczyń, które ze zdziwieniem patrzyły na jego doradztwo modowe. Ostatecznie Inga zdecydowała się na prostą, koronkową sukienkę sięgającą kolan z klasycznym czarnym paskiem. Do tego dobrała srebrne szpilki i  bransoletkę z kryształami w komplecie z kolczykami w kształcie łez.
    - Wyglądasz w niej jak milion dolarów!- zachichotał piłkarz. - Ale wolałbym cię w tej czerwonej.
    - Taaa z cyckami na wierzchu. - burknęła.
    - W Brazylii pokazywanie piersi nie jest grzechem. Jest musem!- odpowiedział jej ubawiony.
    - Jesteśmy w Anglii. - odpowiedziała mu wtedy.
    Teraz spoglądała na sukienkę wiszącą na szafie w sypialni. Dzwonek do drzwi oznajmił przybycie Karoliny. Inga popędziła schodami na dół, prawie wywracając się na chodniku rozłożonym przed drzwiami.
Fruzjerka widzac ją zziajaną i rozczochraną uśmiechneła się z pobłażaniem.
    - Mam tutaj wszystko! Makijaż też ci zrobię!- zachichotała biorąc Ingę pod rękę i prowadząc na górę.
Na niskim stoliku w salonie rozłożyła walizkę z przyborami fryzjerskimi i kosmetykami do wizażu. Otworzyła przybory obserwując zdumioną minę Szwedki.
    - No co? Potrzebujemy potężnego arsenału, żebyś wszystkich przyćmiła na tej imprezie. Najpierw włosy! Gdzie masz łazienkę?
    Inga wskazała ręką sypialnię, obok której usytuowana była łazienka. Karolina zaciągnęła ją do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Nie pozwoliła piłkarce samej wymyć włosów, po mistrzowsku wykonując tę czynność połączoną z masażem głowy. Potem nastąpiła cała seria maseczek, jedwabiu i odżywki, dzięki której fryzura Ingi miała wytrzymać cały wieczór i noc.
    - Zazdroszczę ci. - rozmarzyła się fryzjerka, gdy suszyła i modelowała włosy Szwedki. - Tyle seksownych piłkarzy w jednym miejscu.
    - Ja na to patrzę trochę inaczej. - Inga spojrzała na Karolinę w odbiciu lustra. - To ludzie uprawiający taki sam sport jak ja.
    - Nie mów, że nie kręcą cię ich jędrne tyłki i umięśnione torsy?- zachichotała. - Mi podoba się Olivier Giroud. O matko kochana jak on biega to aż miło popatrzeć.
    - Jeszcze go nie widziałam na żywo. A w telewizji jak grają Kanonierzy to akurat albo mam trening albo mecze.
    - A ciasteczka z Chelsea? Mieszkasz koło Luiza, nie zaprosił cię na mecz? Azpilicueta, Lampard, boski Nando. - Karolina ekscytowała się coraz bardziej.
Ja bym oddała całą pensję za to, żeby znaleźć się na jednej imprezie z nimi. Padłabym na zawał! Dwukrotnie!
    - Wezmę cię kiedyś na imprezę do Luiza, zobaczysz że te ciasteczka potrafią się nieźle urżnąć. - zaśmiała się.
    - Wchodzę w to a teraz nie mów nic bo muszę cię umalować na bóstwo! - powiedziawszy to zabrała się za robotę. Po dwóch godzinach nie mogła poznać się w lustrze. Jej jasne włosy były perfekcyjnie ułożone i zaczesane do góry tak, żeby odsłaniać uszy i łabędzią szyję. Mocniejszy makijaż w odcieniach szarości, podkreślił jasne oczy Ingi a czerwona szminka dodała ustom seksapilu. Czuła się jak milion dolarów i od razu nabrała ochoty na tę galę. Karolina sprawiła się idealnie, żegnajac się z Ingą dość wylewnie. Szwedka polubiła tę szaloną Polkę zapraszając ją na najbliższy mecz Chelsea z Arsenalem na który dostała zaproszenie od Luiza. Akurat miała wtedy wolny dzień i nie wyobrażała sobie, żeby iść tam sama. Karolina spełni swoje marzenie i będzie mogła pooglądać seksowne tyłeczki na żywo.
    Luiz wpadł do mieszkania przyjaciółki na godzinę przed galą. Trzymał w ręce zwisający smętnie krawat w kolorze tła brazylijskiej flagi.
    - Nie umiem tego zawiązać!- jęknął potrzasając burzą ciemnobrązowych loków. - Wyszła mi szubienica i sznur do spędzania krów z pastwiska!
Inga pokręciła głową z litościwym uśmieszkiem.
    - Chodź tutaj to ci zawiążę zanim będzie wyglądał tak, jakbyś go wyciągnął z gardła rzeczonej krowy. - zawiązała mu elegancki węzeł wyrównując go i układając. - No teraz jesteś śliczny jak z obrazka.
Luiz porwał ją w ramiona, kręcąc się z nią po pokoju w walcu.
    - Przetańczymy tak całą noc!- zaśmiał się głośno. - A teraz pójdź piękna niewiasto, gdyż czeka na nas kareta.
    - Chyba czarna, londyńska taksówka. - włożyła płaszcz, zabierając przy okazji kopertówkę z komody. - Leć do siebie po płaszcz, czekam przy samochodzie.
    - Już pędzę!- wybiegł z jej domu do siebie.
    Godzinę później przebrnęli przez czerwony dywan, uśmiechając się do tabunu paparazzi. Wokół kłębili się wszyscy znani piłkarze ze swoimi odpicowanymi partnerkami. Prawie każda, która miała coś do pokazania, eksponowała to w sposób dla Ingi zbyt przesadny. Ot, chociaż taka żona Rooney'a, Coleen przyszła na galę w złocistej sukience, ledwie zakrywającej pośladki. Żona Terry'ego wyglądała jakby była na pogrzebie a jej mąż puszczał oczka do innych kobiet.
    Gala zaczęła się z godzinnym opóźnieniem. Ciągnęła się jak fabuła mdławej opery mydlanej a uśmiechanie się za każdym razem, gdy kamera najechała ich rząd było dla Ingi uporczywą koniecznością. Luiz dostał nagrodę dla najlepszego obrońcy, szczerząc się na scenie i dziękując wylewnie wszystkim i każdemu z osobna. Kamera wychwyciła wtedy Ingę a ona doskonale wiedziała, że jutro fanki Loczka okrzykną ją paskudną i tłustą krową, która usidliła ich bóstwo.
    Gdy na scenie pojawił się Lampard, Inga z niewiadomych dla siebie przyczyn mocno się zarumieniła. Anglik spojrzał ponad tłumem prosto w jej oczy, uśmiechając się kątem ust.
    Wiedziała doskonale o czym sobie pomyślał. Robiło jej się głupio za każdym razem, gdy przypominała sobie swoje senne marzenie i fakt, że wypowiadała je na głos. Specjalnie unikała okazji przy których mogłaby spotkać Franka a jak do tej pory nie było to wcale trudne.
    Oboje trenowali w innych częściach miasta, a Lamps nie odwiedzał Davida w mieszkaniu dość często. Ostatnio The Blues mieli jakiś męski wieczór, ale Loczek wybierał się do Nando Torresa.

    Po oficjalnej gali nastąpiło afterparty przy którym nie mogła już unikać Anglika. The Blues siedziało przy jednym stoliku a ona była tutaj zarówno jako piłkarka Arsenal Ladies a także partnerka Luiza. Frank przyszedł sam i pech chciał, że karteczka z jego nazwiskiem stała obok miejsc jej i Davida.
Towarzystwo było rozbawione i szczęśliwe z kilku nagród jakie otrzymali. Fakt, że wielki Mou nie mógł przybyć na imprezę wzbudził w piłkarzach jeszcze większą ochotę na żarty.
    The Special One nie lubił gdy jego podopieczni dobrze się bawili, bo potem nie chciał obniżki formy.
- Dobra zabawa to chlanie a chlanie to obniżka formy! Chcę zdobyć z wami mistrzostwo kraju!- ryczał na poprzednim treningu.
    Panowie przyjęli dobre rady trenera z przymróżeniem oka. Na szczęście dla nich, Mou dostał rozstrojenia żołądka i musiał zostać w domu.
    - Zdrówko!- Luiz podniósł się z krzesła stukając się szampanem z resztą kolegów. Żony piłkarzy sączyły swoje drinki rozmawiając ze sobą na tematy, które Ingi wcale nie interesowały.
    Mata siedzący na przeciwko Ingi raz po raz posyłał jej maślane spojrzenia a ona nie wiedziała co zrobić. Obecność Lamparda działała na nia jak narkotyk. Przez chwilę ich dłonie zetknęły się, gdy chcieli sięgnąć po tą samą salaterkę z sałatką. Dziewczyna cofnęła rękę chowając ją pod stołem. Frank spojrzał na nią z uśmiechem od którego ugięłyby się pod nią nogi, więc dziękowała niebiosom że akurat siedzi. Po pół godziny mordęgi w końcu miała wymówkę, żeby iść do toalety.
    W niej spotkała żonę Fernando Olallę, która zagadała ją pogawędką o nowym mieszkaniu.
    - Jak ci się mieszka koło Davida?- zapytała poprawiając włosy. - Jest szalony i lubi poimprezować. Mój mąż z każdej imprezy u niego przychodzi w stanie wskazującym.
Inga uśmiechnęła się szeroko.
    - Nie jest tak źle, ale wprasza się do mnie na śniadania, obiady i czasem na kolacje, bo twierdzi że nie umie gotować.
    - Oczywiście, że nie umie. Kiedyś spalił kuchnię i przez tydzień przychodził do nas na obiad. Nie chciało mu się jechać do restauracji.
    - Cały David. - podsumowała Szwedka.
    - Pójdę już na to targowisko próżności. A tobie radzę poukrywaj się tu jeszcze przez jakiś czas. -rzuciła na odchodnym.
    Inga posiedziała jeszcze przez jakiś czas w toalecie a gdy nadszedł czas, żeby jednak wyjść do ludzi, wpadła na kogoś w korytarzu. Podniosła wzrok widząc uśmiechniętą twarz bramkarza Arsenalu.
    - Oooo to ty jesteś nowym nabytkiem naszych ladies!- wyszczerzył się w uśmiechu ukazując zęby i nisko osadzone dziąsła. - Jak ci się mieszka w Londynie? Spotykasz się z Luizem. - zaśmiał się w dość obleśny jak dla Ingi sposób.
    - A pan to?- celowo udała, że go nie zna. Widok zaskoczenia na twarzy Szczęsnego był nie do opisania. Wyglądał na ciężko wstrząśniętego i zaskoczonego a także urażonego.
    - Wojtek Szczęsny. - przedstawił się naburmuszony. - Numer jeden Arsenalu.
    - A tak teraz kojarzę! - uśmiechnęła się jak tępa blondynka. - Nie mam pamięci do twarzy, ale nazwisko znam a jakże by inaczej.
    - Będziesz o mnie bardzo często słyszała, bo mamy zamiar w tym roku sięgnąć po mistrza kraju.
Napiął się jak paw, który szykuje się do prezentacji ogona. Inga nie lubiła takich bufonów a Szczęsny póki co pokazał się jej nie jako dobry piłkarz, tylko zadufany w sobie dupek.
    - Może umówiłabyś się ze mną na kolacyjkę?- zapytał zmieniając temat. - Wprowadził bym cię w niuanse klubowe i zapoznał z towarzystwem. - przysunął się do niej, omiatając jej skroń oddechem. - Kolacja ze śniadaniem?
Odsunęła się do niego.
    - Nie dziękuję. - odmówiła nadając głosowi twardy i zdecydowany ton. - Jeśli będę chciała wdrożyć się w niuanse klubowe to poproszę którąś z dziewczyn.
    - Jaka kociczka!- zaśmiał się ubawiony. - A krążą o tobie plotki, że sypiasz z Luizem i Lampardem.
    - Spieprzaj!- warknęła wymierzając mu siarczysty policzek.
    Szczęsny złapał ją w ramiona chcąc na własne oczy przekonać się o jej charakterku. Jego usta były o milimetry od ust Ingi, gdy nagle ktoś pociągnął go do tyłu, wchodząc między niego a dziewczynę.
Tą osobą był Lampard, którego jasne oczy pałały żądzą mordu.
    - Odpierdol się od niej Ciesny!- prawie zwichnął język na nazwisku Polaka.
    - Sama chciała! Przecież zabawiacie się nią z Luzizem a koledze zza miedzy zabronicie?!
Frank nie namyślając się długo zamachnął się i wymierzył Szczęsnemu gonga w twarz.
    Polak zatoczył się na najbliższą ścianę spływając po niej i kładąc się na podłodze w malowniczej pozie. Lampard podszedł do niego, łapiąc go za poły marynarki z nadludzką siłą. Tak jakby Szczęsny nie był od niego wyższy i cięższy. Wkurwiony Frank mógłby pobić nawet Kliczkę, gdyby zaszła taka konieczność.
    - Jeszcze raz powiesz o Indze coś chamskiego to nakopie ci do dupy.- syknął rozsierdzony.
    - Spierdalaj!- Szczęsny wyrwał się i odepchnął Franka. - Angielski pies rzuca się na Polaka!- ryknął niczym ranny łoś, po czym zaszarżował na Franka waląc go głową w klatkę piersiową. Lampard spadł na podłogę a Szczęsny zaczął go okładać pięściami. Ingę odblokowało. Wskoczyła Szczęsnemu na plecy waląc go kopertówką po głowie. Ten zrzucił ją z siebie niczym wierzchowiec, dżokeja. Inga poleciała do tyłu, uderzając ręką o parkiet. Frank zobaczywszy to dostał nadludzkiej siły i zepchnął z siebie Szczęsnego, tłukąc go na kwaśne jabłko.
    Gdyby nie nadbiegli ochroniarze pewnie obaj laliby się w najlepsze. Zajęli się wyzywającym Szczęsnym a Frank podbiegł do Ingi.
    - Wszystko ok?- pomógł jej wstać.
    - Dzięki, trochę boli mnie ręka!- odpowiedziała poprawiając sukienkę.
    - Policja! Scotland Yard! Biją Polaka! Skandal!- ryczał Szczęsny, którego uprzejmi panowie w czarnych garniakach ciągnęli do tylnego wyjścia. Może i wyprowadziliby Franka, ale wszyscy czterej byli fanami Chelsea i wykorzystali ten fakt.
- Jeszcze wezwij MI15 i królową to może ci pomogą!- zaśmiał się jeden z karków.
- Nacjonalizm! Klasowa segregacja!- dochodziły wycia pijanego Szczęsnego.

    Inga rozmasowała bolące miejsce, patrząc na poobijaną twarz Lamparda. Z kącika jego ust sączyła się krew. Bez zastanowienia sięgnęła po chusteczkę, chcąc zetrzeć szkarłatną strużkę z jego skóry. Dotknęła go delikatnie a wtedy on złapał jej rękę, wyciskając na przegubie pocałunek.
    - Dziękuję. - rzekł cicho.
    - To ja ci powinnam podziękować. Biłeś się w obronie mojej godności. - odpowiedziała mu zarumieniona.
    - Szczęsny jak wypije robi się burakiem a jutro obsmaruje nas w internecie.
    - Będziesz miał problemy przeze mnie. - zrobiło jej się głupio. - Właściwie jakoś bym sobie z nim poradziła. Mam trzech braci!
    - Bijesz się zawodowo. - zaśmiał się cicho.
    - W końcu jestem obrońcą a nie cherlawą panienką.
    - To widać. - rozejrzał się po korytarzu. - Chodź wyjdziemy tylnym wyjściem, zanim zlecą się tutaj inni piłkarze i goście. Odwiozę cię do domu a po drodze zadzwonimy do Luiza. - powiedziawszy to podał jej ramię kierując ich oboje ku drzwiom na tyłach budynku.


__________________________________________________________________________

Rozdział trochę przydługi, ale dostałam napadu weny i jakoś tam mi wyszło. ;) Mam nadzieję, że jednak komuś się spodoba, bo ja tak do końca to nie jestem zadowolona. 
Chciałabym również z tego miejsca wyrazić moją wielką dumę i podziękowania dla Kamila Stocha i Justyny Kowalczyk. Jesteście wielcy! Chapeau bas i wielki pokłon za chart ducha i ogrom pracy wykonanej, żeby zajść tak daleko! :)




Miłego czytania! Pozdrawiam Fiolka :)

środa, 5 lutego 2014

Rozdział V



    Mroki styczniowej nocy, powoli zaczynały ustępować porankowi. Inga przeciągnęła się błogo w pachnącej lawendą pościeli. Na wspomnienie pełnej uniesień nocy w ramionach Franka Lamparda zaczerwieniła się, lecz nie był to wynik wstydu. Nie żałowała tego, że dała się ponieść chwili.
    Zza drzwi słychać było krzątaninę na dole a potem kroki zmierzające do pokoju. Po chwili drzwi stanęły otworem a w nich Frank odziany wyłącznie w spodnie i puchaty szlafrok z łazienki.
    Zza poł rzeczonego szlafroka wystawała umięśniona klatka piersiowa Lamparda, porośnięta gdzieniegdzie ciemnymi włosami.
    Piłkarz uśmiechnął się do niej ukazując rząd perłowo białych zębów, wyglądał jak kot, który opędzlował spiżarkę a teraz patrzy enigmatycznie na nieświadomego właściciela. Ciemne włosy Franka charakteryzował nieład, tak jakby przed chwilą wstał z łózka po gorącej nocy.
    - Dzień dobry. - ruszył w stronę łóżka, stawiając na stoliku nocnym tacę śniadaniową, wypełnioną po brzegi przysmakami. - Masz ochotę na śniadanie?- dotknął dłoniom jej policzka w delikatnej, acz bardzo erotycznej pieszczocie.
Spojrzała w jego zielono- błękitne tęczówki, patrzące na nią pożądliwie.
    - Zjadłabym coś...- zaczęła, ale Lampard zakrył dwoma palcami jej usta. Wsunął opuszki do jej ust, sam zaś przysunął się w stronę Ingi tak, że czuła zapach jego perfum.
    - Zjesz, ale najpierw dokończymy to co zaczęliśmy w nocy. - opadł wargami na jej rozchylone usta, rozgniatając je pożądliwie. Wsunął dłonie pod kołdrę pieszcząc piersi Ingi, aż zadrżała z rozkoszy. Opadli na łóżko obdarzając się coraz śmielszymi pieszczotami, Frank zdarł z siebie szlafrok i spodnie a gdy miał ją posiąść, nagle przerwał spoglądając na nią rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma.
    Inga zorientowała się w tym, że Lampard odsuwa się od niej, wyciągnęła ku niemu ręce, chcąc przyciągnąć go z powrotem do siebie.
    - Och Frank weź mnie! Weź mnie jeszcze raz!- jęknęła przeciągle.
Wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki spłynęła na nią mleczna mgła a obraz Lamparda rozpierzchł się jak zasłona dymna.
    Łóżko w którym się kochali zamieniło się w coś twardego i zimnego a poranek przemorfował w późny wieczór, rozświetlony jedynie lampką nocną.
    Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, czując jak w głowie gra jej big band jazzowy. Powoli wytężyła wzrok patrząc wprost w rozbawione oblicze Lamparda, wtedy też doszło do niej, że namiętna noc w jego ramionach była tylko sennym omamem. Ale jakim cudem zasnęła na podłodze? I dlaczego ten idiota tak się szczerzy, zamiast jej pomóc?
    - Pomóc ci?- zapytał z szelmowskim uśmiechem. - Czy może wziąć cię tu i teraz?- zakpił.
Inga przypomniała sobie co wygadywała, będąc nieświadomą i nagle oblała się krwistym rumieńcem. Co to za cholerne żenująca sytuacja?!- jęknęła w myślach.
Zaczęła się podnosić a gdy Frank chciał jej pomóc, odepchnęła jego uczynne ramię,wstając energicznie.
    - Odwal się Lampard!- parsknęła wściekle. - Ładny z ciebie dżentelmen, leżę na podłodze zemdlona a ty się śmiejesz.
    - Byłaś nieprzytomna tylko trzydzieści sekund, potem oświadczyłaś żebym się odwalił bo idziesz się kochać i chyba zasnęłaś na tej podłodze. Nie chciałem ci przeszkadzać. - wzruszył ramionami ładując się na łóżko.
    W Indze zawrzało, ten facet był tak wkurwiający, że miała ochotę odwinąć mu w ten głupi łeb a potem napawać się siniakiem jaki niechybnie by mu podbiła.
    Chciała odpowiedzieć mu jakąś trafną ripostą, ale na stoliku nocnym zawibrował jej iphon przerywając ciszę piosenkę z serialu Sherlock.
Na wyświetlaczu zamrugało imię Luiza i wgrane przez niego zdjęcie z szerokim uśmiechem. Dziewczyna wyszła z łazienki, chcąc chociaż przez chwilę być sama i nie musieć patrzyć w bezczelną gębę Lamparda.
    - Słucham. - szepnęła do słuchawki.
    - Halo? Halo? Inga żyjecie?! Kurwa zasypało drogi do Londynu! Apokalipsa, mamy jutro odwołany trening i z tego co się wywiedziałem wy też! Gdzie jesteś?
    - Z Lampardem. - mruknęła niewyraźnie.
    - Jest tam Frank?! Dzięki Bogu!- Loczek westchnął potężnie, sapiąc w słuchawkę aż zatrzeszczało. - Kochana nie pobijcie się tylko! Pamiętaj Frankie jest nam potrzebny cały i zdrowy!
    - Nie będę go biła, zapomniałeś że jestem tylko słabą kobietą?- powoli złość jej mijała, Luiz miał właściwości lecznice, jego głos działał na nią jak najlepsze lekarstwo. Nie mogła utknąć na zadupiu, pośrodku zimy właśnie z nim?
    Los bywa okrutny a dla niej aż nadto w dodatku czuła się jak kompletna idiotka, bo ten młotek Lampard domyślił się, że marzyła o nim na jawie.
    - Słabe kobiety nie zostają obrońcami. - zarechotał David. - Dobra zadzwonię do ciebie potem, idę tera na randkę. Gdybyś zobaczyła tę dziewczynę, mówię ci te pie...- urwał przypominając sobie, że Inga nie jest facetem i raczej nie leci na cycki.
    - Miłego wieczoru. - mruknęła.
    - Nawzajemnie!- zaśmiał się David przerywając połączenie.

    Szwedka przez jakiś czas siedziała w łazience nie chcąc oglądać Lamparda, ale właściwie złość na niego już jej przeszła, teraz został tylko wstyd. Po pół godzinie, postanowiła jednak wyjść i stawić czoło tej niełatwej sytuacji.
    Frank siedział na łóżku w samym podkoszulku i spodenkach, nie zauważył nawet wejścia Ingi, która od razu skierowała się na wąską otomanę pod oknem.
    Pomocnik tylko udawał, że nie interesuje go przyjście Ingi, doskonale wiedział co roi się pod tą blond główką a samopoczucie podniosła mu sytuacja z przed godziny.
Leciała na niego!
    - Masz zamiar spać na tej kozetce? Przecież zmieścimy się na łóżku.
Inga spiorunowała go wzrokiem.
    - Nie będę z tobą spała. - mruknęła moszcząc sobie posłanie. Położyła się przykrywając kocem po same uszy. Wcale nie miała ochoty spać na wygodnym łóżku, dopóki był tam ten idiota.
    Frank machnął na to ręką. Skoro jaśnie pani chce odgniatać sobie plecy na tym twardym meblu, to on nie będzie jej do niczego namawiał.
    Jeszcze przez chwilę myślał o zaistniałej sytuacji, aż w końcu zasnął pochrapując z ciacha. Inga również się położyła, ale co jakiś czas budził ją ciężki śnieg uderzający o parapet i ciche posapywanie rozwalonego na łóżku Lamparda. W dodatku bolał ją cały bok, który odgniotła sobie na twardym meblu.
    Gdyby nie była taka uparta, mogłaby zwinąć się w kłębek obok Franka i przynajmniej się wyspać a tak nie dość że będzie obolała to jeszcze śpiąca. Złorzeczenie na siebie, Lamparda i syberyjsko-brytyjską zimę w końcu wyczerpało ją na tyle, że zasnęła snem sprawiedliwych.
 
     W tym samym czasie Loczek znowu wyprawił u siebie małą imprezkę na której zjawiła się hiszpańska część zespołu, zasilona przez jego krajana- Oscara i kapitana Johna Terry'ego.
     Terry nudził się okrutnie, gdyż małżonka wyjechała na dwa tygodnie do swojej matki, zabierając ze sobą dzieciaki. Zakazała mu zaglądania do barów, dyskotek i wszędzie tam gdzie mógłby czuć się skuszony.
     Koledzy z zespołu ciągle robili sobie z niego żarty a głównym hasłem każdej imprezy klubowej było "Trzymaj partnerkę przy sobie, bo Johnny chętnie się nią zaopiekuje" a odnosiło się to do rozwiązłości kapitana, zwłaszcza zaś upodobaniu do żon kolegów z reprezentacji.
    - Lampard gdzieś zaginął. - Terry rozwalony na kanapie Luiza zaczął przełączać programy telewizyjne w poszukiwaniu "Teen mom".
    - Zaginął w boju. - zachichotał Luiz wnosząc kratę piwa, zaraz za nim człapał Mata niosąc dwa półmiski z chipsami. - Podwoził Ingę do Milton i złapała ich śnieżyca.
    - Ingę?- Torres wychylił głowę z kuchni, gdzie przygotowywał dip czosnkowy i sałatkę grecką. - To nie jest czasem twoja znajoma Szwedka?
    -Ta sama. - odpowiedział David. - Frankie na nią leci. - zaśmiał się jak z dobrego dowcipu. Kilka par oczu skierowało się na niego,najbardziej zaciekawiony wydawał się Terry. Mata miał minę zbitego psa od ostatniej imprezy cały czas myślał o blondwłosej piłkarce, chciał zaprosić ja na kawę, ale w takiej sytuacji nie będzie się wcinał Frankowi.
    - Fiu fiu. - Azpilicueta gwizdnął przeciągle. - Szykuje się jakiś romansik.
    - Właśnie nie za bardzo. - David porwał kilka czipsów zapychając sobie nimi usta.- Fłąffff jom pofałofał i Infa się fkurfiła. - odpowiedział niewyraźnie.
    - Co?!- Terry nic z tego nie zrozumiał.
    Czuł się urażony, że Lamps nie pochwalił się nową gąską. To był skandal, że Brazylijczycy i Hiszpanie o wszystkim wiedzieli a on jak zwykle dowiadywał się ostatni. Przecież nie będzie mu tej piłkarki podrywał chciał tylko rzucić okiem, czy nadawała się do łózka.
    - Inga całowała się z Frankiem na imprezie, chociaż właściwie to on przejął inicjatywę. Potem chyba się pokłócili bo dzisiaj na obiedzie ze mną prawie doszło do rękoczynów,ale jakoś się udało ich pogodzić.- wyjaśnił Luiz.
    - Ale jakim cudem znaleźli się w Milton?- do pokoju wszedł Fernando, niosąc tacę z dipem i krakersami.
    - Inga pojechała do pana Knoxa, żeby dogadać się z nim w sprawie mieszkania. - Luiz wytłumaczył wszystkim o co chodzi. - Frank w ramach zadośćuczynienia podwiózł ją i utknęli w śnieżycy.
    - Będzie bzykanko?- zarecholił Terry. - Już ja Franky'ego przemagluję za to, że nic się nie odezwał.
    - Inga nie jest w jego typie. - stwierdził zasmucony Mata.
    Wlewał w siebie już drugie piwo żałując, że Inga nie chciała całować się z nim. Torres wiedząc, co trapi przyjaciela poklepał go pocieszająco po ramienu.
     - Nie smuć się przyjacielu, Frank nie nadaje się do stałych związków. Poza tym menadżer kazał mu wziąć na wstrzymanie, bo Christine nieźle narobiła mu koło pióra.
    - Christine to zdzira. - wyrwało się Terry'emu. - Sprzedałaby własną matkę, gdyby miałaby z tego jakąś korzyść.
    Reszta kolegów zgodziła się z jego oceną pijąc zdrowie Franka i Ingi. Jedyną markotną osobą w towarzystwie był Mata, który zalał się w trupa i zasnął w malowniczej porze na kanapie Luiza. Torres i Cesar wynieśli go z mieszkania wpychajac w czarną, londyńską taksówkę. Juan mieszkał kilka przecznic dalej, ale niesienie nieprzytomnego kolegi w śniegowych zaspach, było raczej niebezpiecznym zajęciem.
    Oscar poszedł do domu pieszo a John zamówił sobie taksówkę uśmiechając się pod nosem. Już on się postara o to, żeby Frank mu się pięknie wyspowiadał ze swojego aktualnego podboju.

____________________________________________________________________________
Nie zabijecie mnie prawda? :D 
Tego rozdziału chyba nie muszę jakoś specjalnie komentować... wiem, że Was zaskoczyłam ;)
Miłego czytania! 
                                                                              Fiolka :)

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział IV



    Inga wyklinała w myślach na cały świat w tym siebie, że pochopnie zgodziła się na przysługę wyświadczoną przez Franka.
    Właśnie przebijali się przez zakorkowaną stolicę, rozświetloną przez neony, witryny sklepowe i blask latarni. W takim tempie do Milton dotrą za dwie godziny a kolejne dwie będą wracać.
    Frank spojrzał kątem oka na milczącą Ingę, zastanawiając się o czym teraz myśli. Wydawała się obrażona jego propozycją a on żałował, że zgodził się na podwiezienie. Co mu wpadło do głowy, żeby robił za dobrego samarytanina? Powinien niezwłocznie udać się do klubowego psychologa, bo od czasu kontuzji robił się drażliwy i zmienny jak baba w ciąży. W dodatku Christine nie dawała mu spokoju wysyłając durne smsy. Czy on zawsze musi pakować się w emocjonalne szambo? Nawet nie miał kochliwej natury, no chyba że wziąć za przykład fakt, iż zapałał nagłą namiętnością do Ingi. Chwilowo usiłował zrzucić to wszystko na alkohol, ale jak bardzo znalazłby się z nią w łóżku, tego nie chciał przyznać nawet sam przed sobą. Ale taki rozwój wydarzeń absolutnie nie wchodził w rachubę, bo w swoim życiu narobił już wystarczających głupot.
    - Dlaczego koniecznie zależy ci na mieszkaniu w Hammersmith? - zapytał jakby od niechcenia.
    - Podoba mi się ta okolica, poza tym miałabym stamtąd niedaleko do metra. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
    - Nie próbowałaś kontaktować się z agencją? Oni doradziliby ci mieszkanie bliżej waszej bazy treningowej i pewnie w lepszej cenie. - ciągnął temat, co powoli zaczęło Ingę wkurzać.
    Co go to obchodzi gdzie będzie mieszkać? To tak jakby miała mieszkać u niego jako dziki lokator. Czy ten facet ma do wszystkich cały czas pretensje?
    - Jestem w Londynie drugi dzień i jedyną osobą z jaką się kontaktowałam to Luiz. - odpowiedziała chłodno.
Frank uśmiechnął się pod nosem.
    - Dobra chciałem tylko uprzejmie zapytać.
    - Uprzejmie ci odpowiedziałam.
    - Dla każdego faceta jesteś taka opryskliwa? - zapytał zaczepnie.
Powinien się leczyć, ale doprowadzanie Szwedki do złości zaczynało mu się podobać. Masochizm bez dwóch zdań.
    - Lampard patrz na drogę i zajmij się swoimi podbojami i związkami. Znalazł się ekspert od miłości, nabyłeś ją przez kontakty z dziwkami?!
Anglik zjechał na pobocze zatrzymując samochód. To było poniżej pasa!
    - Powiedz mi droga Ingo za co mnie tak nie lubisz? Przeprosiłem cię za pocałunki w nocy, ale wyciąganie mi historii sprzed lat, kiedy ty wołałaś na proboszcza Zorro jest poniżej pasa.
Szwedce zrobiło się głupio. Czasami miała ochotę ugryźć się w ten głupi jęzor a potem zapaść pod ziemię.     Każdą inną osobę zbyłaby milczeniem, albo odpowiedziała w podobny tonie jak odezwał się Lampard od razu chciała mu oddać ze zdwojoną siłą.
Nie powinna odzywać się na temat afery burdelowej, która miała miejsce tak dawno temu i była sprawą Franka nie jej.
    - Przepraszam. - przyznała się do winy. - Nie powinnam tego mówić.
    - Ja też nie powinienem cię zaczepiać, mamy jednak pewność że nie powinniśmy ze sobą przebywać. - odpowiedział szczerze. Dziewczyna przytaknęła wiedząc, że pomocnik ma całkowitą rację. Oboje zachowywali się jak dzieci, które kłócą się o najdrobniejszą rzecz, byle tylko się pokłócić.
    Dalsza droga minęła im w milczeniu dłużąc się niemiłosiernie. Inga załatwiła mieszkanie u starszego pana o nazwisku Knox. Na widok Lamparda z góry zgodził się na wszystkie warunki nie biorąc od Szwedki kaucji ani nie stawiając żadnych żądań.
    Droga powrotna byłaby pewnie tak samo monotonna jak ta do Milton, gdyby pogoda nie chciała spłatać im figla. Przez godzinę spędzoną u właściciela mieszkania pogoda zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z nocnego nieba, przesłoniętego kłębiącymi się chmurami sypnął śnieg. I nie były to opady jakie zazwyczaj w Anglii się obserwuje, była to regularna, syberyjska śnieżyca utrudniająca jakąkolwiek jazdę. Czarna nawierzchnia drogi międzymiastowej w mgnieniu oka zamieniła się w białą ślizgawkę, utrudniającą jazdę na tyle, że samochody jechały w tempie niedzielnych emerytów.
Wycieraczki ledwo nadążały odśnieżać biały puch a wiatr dodatkowo wszystko utrudniał. Frank podkręcił ogrzewanie, równocześnie klnąc pod nosem na kierowcę przed nimi.
    - W tym kraju nie ma czegoś takiego jak pług?- Inga zadała pytanie przecierając zaparowaną szybę.
    - Pewnie są, ale dawno nie mieliśmy takich opadów śniegu i w dodatku z godziny na godzinę będzie coraz gorzej a ja w drodze powrotnej miałem zatankować. - odpowiedział.
    - No to przygotujmy się na arktyczną noc w twoim samochodzie. - podsumowała Inga.
Lampard nie odpowiedział intensywnie myśląc. Droga zakorkowywała się w mig a gps w jego iphonie pokazywał, że najbliższy zjazd będzie za kilkanaście metrów. Czym prędzej przeszukał google w poszukiwaniu najbliższych zajazdów i prawie upuścił komórkę z wrażenia, gdy znalazł zajazd.
    - Jezioro Marzeń!- wykrzyknął uradowany.
    - Co?- zapytała zdezorientowana Inga. - Jakie znowu jezioro?
Pomocnik miał ochotę wysiąść z samochodu, pociagnąć Ingę i serdecznie ją wyściskać.
    - Zajazd Jezioro Marzeń za jakieś półtora kilometra! - powtórzył.
Zanim dziewczyna zdążyła dopytać go o szczegóły zakorkowane samochody ruszyły do przodu a Frank włączył się do ruchu uważnie obserwując jezdnię. Zjazd prowadzący do zajazdu przez sypiący śnieg był ledwo widoczny, ale jakoś udało mu się skręcić i nie wylądować w rowie. Dziesięć minut później zaparkował przed budynkiem z drewnianych balii usytuowanym na niewielkim pagórku. Wisząca tabliczka, częściowo przykryta śniegiem odsłaniała szczątki nazwy, chyboczac się na wietrze w przód i tył.
     Inga niechętnie wysiadła z ciepłego samochodu, jednakże perspektywa nocy w samochodzie wcale jej się nie uśmiechała. Ruszyła za Lampardem po wiekowych schodach prowadzących do głównego wejścia.
Mała izba wyposażona w lśniący, machoniowy kontuar prawdopodobnie była recepcją. Nikogo w niej nie było, ale na blacie leżał staroświecki dzwonek z guziczkiem, dzięki któremu można było sprowadzić właściciela na dół. Frank nacisnął na niego parokrotnie, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. W lekkim, sportowym obuwiu przemarzł doszczętnie, nie planował wycieczki krajoznawczej w syberyjskich warunkach.
    Po kilku minutach w pomieszczeniu pojawiła się starsza pani, ubrana w elegancki wiśniowy komplet. Zafarbowane na miodowy blod włosy były elegancko przycięte a naznaczona zmarszczkami twarz wyglądała na sympatyczną.
    - Dobry wieczór. - przywitał się Lampard. - Czy mają państwo wolne pokoje?- zapytał z nadzieją.
    - Nie ma tutaj żadnego państwa. - kobieta wysiliła się na dowcip. - Nazywam się Hudson, Jane Hudson i jestem właścicielką tego zajazdu. - wyciągnęła w stronę Franka delikatną dłoń.
    - Frank eee Bergman!- skłamał jak z nut. - A to moja żona Inga.
Szwedka spojrzała na niego jakby chciała wykonać na nim wyrok śmierci. Jak śmiał kłamać tej staruszce, że są małżeństwem?!
    - Państwo Bergman to skandynawskie nazwisko?
    - Szwedzkie odpowiedziała Inga. Ale mój małżonek jest Anglikiem. - zaświergotała udając blond kretynkę. - Małżonek miał fatalne nazwisko i postanowiliśmy przed ślubem, że jednak przyjmie moje. - uśmiechnęła się sztucznie.
    - A jak się pan nazywał, jeśli można zapytać? - zapytała właścicielka.
Zanim Lampard zdążył odpowiedzieć, Inga wyręczyła go wymyślając na poczekaniu najgłupsze nazwisko jakie przyszło jej do głowy.
    - Dick- odpowiedziała.
Pani Hudson zasłoniła usta ręką, tłumiąc śmiech, natomiast Frank spojrzał na Ingę jakby chciał ją rozerwać.
    - Toniemo...- zaczął, ale Inga nadepnęła mu obcasem kozaka na stopę.
    - Sama pani widzi małżonek miał się czego wstydzić Frank Dick brzmi dość kuriozalnie a Frank Bergman tak filmowo. Zresztą mój mąż ma bardzo holywoodzką urodę. - zaśmiała się.
    Pani Hudson nawet jeśli uznała ich za parę dziwaków nie drążyła dalej tematu prowadząc ich do sypialni na górze. Pokój nie był za duży, ale na szczęście posiadał łóżko i wąską otomanę na którą Inga planowała wyrzucić Lamparda. Wstrętny krętacz i łgarz!
    Po wyjściu właścicielki Szwedka bez zbędnych ceregieli naskoczyła na Anglika.
    - Po jasną cholerę zełgałeś tej kobiecie, że jesteśmy małżeństwem? Czy ty Lampard jesteś schizofrenikiem? Zapomniałeś co mi obiecywałeś?
    - Nie pójdę z tobą do łóżka, jeśli to masz na myśli!- ryknął rozwścieczony. - Musiałem skłamać, bo chyba oboje nie chcemy być jutro w gazetach.
Dziewczyna patrzyła jak Lampard krąży po pokoju, wyglądał jak wściekły lew, zamknięty w ciasnej klatce.
    - Myślisz, że w taką pogodę paparuchy będą za tobą latać?
    - Nie znasz angielskich hien, mam dość wpierdalania się w moje życie. Tak ciężko to zrozumieć?! - patrzył na nią jasnymi oczami a w Indze zaczęło kiełkować współczucie. Faktycznie wyszłaby niezła kicha, gdyby ktoś zrobił im zdjęcia i wrzucił do internetu. Nie chciała być postrzegana jako kochanka Lamparda, tylko jak sportowiec.
    - Dajmy już temu spokój. - usiadła na łóżku. - Mam dość ciebie i tej pieprzonej angielskiej pogody, która nie może się zdecydować jaka chce być.
    - Przywykniesz. - mruknął.
    W tym momencie zgasło światło pogrążając pokój w ciemności. Inga zaklnęła pod nosem gramoląc się z łóżka w stronę okna. Pech chciał, że wpadła na nogę od krzesła, które jak na złość stało właśnie w tym miejscu. Runęła na podłogę, tłukąc sobie boleśnie rękę. Rozłożona jak przejechana żabka ni z tąd ni z owąd rozpłakała się jak mała dziewczynka. Nienawidziła ciemności odkąd skończyła pięć lat i do jej pokoju wtłoczył się zalany kolega ojca, myląc pokoje i przygniatając ją w łóżku. Od tej pory spała przy zapalonym świetle, zamykając pokój od środka.
    Frank wiele się nie namyślając podniósł dziewczynę do pozycji siedzącej, bez słowa biorąc ją w ramiona i uspokajając. Inga łkała a on starał się ją jakoś uspokoić, złość całkowicie z niego uleciała, zastąpiona przez współczucie.
    - Ciii. - szepnął jej uspokajająco. - Nie ma powodu do płaczu, zaraz wróci prąd. Jesteś bezpieczna. - pogłaskał ją po włosach.
    Inga skuliła się w jego ramionach, powoli odprężając się pod dotykiem jego delikatnych dłoni. Racjonalne myślenie i złość na Lamparda, powoli zamieniała się w oszałamiające uczucie błogości, która otulała ją jak ciasny kokon.
    Nie spodziewała się, że usta Franka bezbłędnie odnajdą jej wargi opadając na nie delikatnie niczym skrzydła motyla. Pocałunek z początku niewinny, mający na celu uspkojenie jej powoli przeistaczał się w gorącą pieszczotę. Lampard wsunął dłoń w jej włosy i całował ją, otwierając jej usta swoimi wargami, penetrując ich wnętrze językiem.
    Inga przywarła do niego, przesuwając rękami po jego ramionach. Frank jeszcze nigdy nie odczuwał tak silnego pożądania w stosunku do żadnej kobiety. Przy tej dziewczynie wyłączał mu się mózg a do głosu dochodziła jakaś pierwotna siła, która oboje zagarniała jak fala na wzburzonym oceanie.
    - Wiesz, że będziemy tego żałować? - wyszeptał chrapliwym głosem odrywając się na chwilę od ust Ingi.
    Jakby w odpowiedzi na jego pytanie przyciągneła go do siebie, wyciskając na jego wargach gorący pocałunek. Uniósł ją w ramionach idąc parę kroków w stronę łóżka. Opadli na nie obdarzając się coraz śmielszymi pocałunkami, nie przejmując się tym, że w świetle dnia nie kryją wrogości wobec siebie a znają się zaledwie dwie doby. To coś co nie pozwoliło im oderwać się od siebie, było jak magiczna siła zamykająca ich ciała w ciasnej kuli wypełnionej wzajemnym pożądaniem. Złość przekuła się na coś dużo bardziej destrukcyjnego, czego rankiem na pewno będą żałować. Teraz zaś nie liczyło się nic i nikt. Świat zewnętrzny nie istniał, było tylko tu i teraz. Pozbywali się ubrań w rekordowym czasie, tak jakby była to nowa dyscyplina olimpijska. Nie bawili się we wstępne gierki, oboje byli już na granicy, gdzie zdrowy rozsądek spadał w przepaść szaleństwa.
    Frank wszedł w Ingę jednym płynnym ruchem, zamierając tylko na jeden ułamek sekundy. Inga wbiła zęby w jego ramię, obejmując go udami aby był jeszcze bliżej niej. Pośrodku nocnej ciszy, wypełnianej tylko dźwiękami mokrego śniegu opadającego na parapet, ruszyli w drogę ku spełnieniu pragnienia, narastającego niczym oceaniczny przypływ.




_________________________________________________________________________
Dobra...teraz możecie przyznać, że jestem erotomanką no ale ta parka jest jakaś dziwna. Zresztą ja się wcale Indze nie dziwie, kto nie chciałby się znaleźć w ciemnym pokoju z Franiem? Tylko na niego spójrzcie sam seks! :D 
Już się zamykam bo czuje, że się pogrążam coraz bardziej... ^^
Życzę miłego czytania...
                                                                         Fiolka :*