piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział XII

                                                           
                                                         Tango - Janusz Radek


"Ona chyba lubi tak się bawić, palić ciało,
lizać moje łzy i jak martwy ból odebrać mowę..."

   "Kanonierska miłość <3" rozniosła się po internecie lotem błyskawicy, lądując na niemal wszystkich portalach plotkarskich w Szwecji, Anglii a nawet w Polsce. Frank zmiął poświęcone Indze i Fabiańskiemu wydanie Daily Mail, rzucając je do kosza na śmieci. Z impetem rąbnął drzwiczkami do szafki, gdzie stał kosz przy okazji wyrywając jeden z zawiasów.
    - Kurwa!- zaklął szpetnie, zabierając się za naprawę szkody. W gruncie rzeczy zamiast naprawić zawias, wyrwał go jeszcze bardziej przy okazji wbijając sobie w palec drzazgę. Rozzłoszczony huknął drewnianymi drzwiczkami wychodząc z kuchni w nastroju łagodnie mówiąc minorowym.
    - Kochasiu czemu rozwalasz sprzęty domowe?- w holu niczym zjawa z horrorów pojawił się Harry. Niewyprasowana koszula w odcieniu zgniłego kabaczka rozchylała się na potężnej klatce piersiowej ukazując rudawe owłosienie. - Jesteśmy nie w sosie, kurczaczku?
    - Przestań mówić do mnie kochasiu i kurczaczku! - warknął Frank. - Wchodzisz jak do siebie, czy ja kurwa nie mogę mieć w domu odrobiny prywatności?!
    Krzaczasta brew brodatego podjechała do góry w geście zdziwienia. Patrzył na Franka tak jakby pomiędzy oczami wyrósł mu róg jednorożca.
    - A czy ja się w coś wpierdalam?- zapytał niewinnie. - Uprzejmie zadałem pytanie dlaczego rozwalasz sobie chawirę a ty na mnie napadasz. Poluzuj gumę w majtach, bo ci krew do tej drugiej głowy nie dochodzi i robisz się strasznie nerwowy cukiereczku. A teraz nie strugaj obrażonej primadonny i nalej mi czegoś mocniejszego bo od patrzenia na twoje nieszczęście robię się nerwowy.
    Frank mrucząc pod nosem niezbyt cenzuralne słowa poczłapał do salonu, kierując się w stronę barku. Nalał whisky do dwóch szklaneczek jedną z nich podając Harry'emu, który opróżnił ją jednym haustem.
    - Przepraszam. - sumitował się Lampard. - Jestem wkurwiony na Terry'ego, poza tym ten idiota Mourinho wysłał mnie na sesje psychologiczne ze swoją bratanicą!
    - Nie przesadzaj, ściemnisz jej coś i da ci spokój. Psycholodzy, psychiatrzy to całe tałatajstwo chce tylko wydrzeć od naiwniaków kasę. Jesteś twardy facet a nie jakiś budyniowaty pedałek z problemem fasadowym! Ogarnij się!
    - Człowieku! Ta laska jest niewyżyta seksualnie, podobno spaliśmy ze sobą dziesięć la temu. - sapnał Frank.
    - Wielkie mi mecyje, nie chce nic mówić ,ale laski które dymałeś w czasach burzliwej młodości można liczyć w ilościach hurtowych! Pominę też milczeniem fakt, iż nie raz wyciągałem cię najebanego z knajp. Powinienem za to dostać medal!
    - Miałeś to pominąć milczeniem!- obruszył się Lampard.
    - No to przecież ci tego nie wypominam! Franiu najdroższy chcę ci tylko uzmysłowić, żebyś nie pajacował i polazł do tej laski. Nie zabije cię nawet jak pokaże ci kawałek cycka, albo rów pomiędzy półdupkami z wąskim paseczkiem zamiast majtek. Weź się w garść!
    - Dobra, dobra. Pójdę tam, ale robię to bo mnie o to prosisz. - mruknął Lamps.
    - I tak trzymać złociutki a teraz dzwoń do Wietnamczyka bo jestem głodny jak pies. Obgadamy kilka bieżących spraw, masz propozycję wystąpienia w reklamie Pepsi i właściwie z tym do ciebie przybyłem.

    Tymczasem w mieszkaniu Davida, Inga wyładowywała swoją frustrację na kawałku udźca cielęcego, którego to planowała podać na kolację.
    Brazylijczyk siedząc przy kuchennej wyspie z rozbawieniem przyglądał się "mordowaniu" nieżywego już zwierzęcia. Sytuacja ze Szczęsnym bawiła go bardzo, chociaż podzielał pogląd Ingi na temat Polaka, gdyż sam miał ochotę walnąć go w ten paskudny ryj. Nie rozumiał jak Łukasz może być tak fajnym człowiekiem, pomimo barw Arsenalu a Szczęsny reprezentować sobą najgorszy rynsztok.
     Nie dziwił się wcale tej jego gwiazdce polskiej estrady, która po pewnym czasie spuściła go na palmę. Jak można żyć z takim chamem?
    - Złotko ten cielak już nie żyje nie musisz go dodatkowo mordować. - spojrzał na ciężki, kuchenny nóż w rękach Szwedki.
Dziewczyna spojrzała na przyjaciela z mordem w oczach.
     - To mnie uspokaja. - westchnęła przeciągle. - Gdyby ten cały Szczęzny napatoczył mi się pod nogi to tak bym mu przywaliła, że własna matka by go nie poznała! - zamachnęła się nożem jak mieczem.
    - Calm down. Ta gnida sama się pogrąży, widziałaś komentarze pod zdjęciem? Wszyscy normalni ludzie kazali mu zająć się swoimi dupami a nie twoim i Bambiego związkiem. A właśnie przyjdzie dzisiaj? Jak nie to bez skrupułów zjem i jego porcję! Jestem śmiertelnie nienajedzony!
    - Mówi się śmiertelnie głodny. - poprawiła go mimochodem. Po jakimś czasie przyprawiony udziec wylądował w piekarniku a Inga i Luiz zajęli się robieniem deseru z mango i papai.
    - To jak właściwie jest pomiędzy tobą a Łukaszem?- wypalił Luiz.
Szwedka przez chwilę zastanawiała sie czy powiedzieć przyjacielowi prawdę o swoich wątpliwościach czy wcisnąć mu kit o dozgonnej miłości do grobowej deski.
    Brazylijczyk widząc reakcję Ingi od razu dodał dwa do dwóch, zamierzając przeprowadzić z nią poważną rozmowę.
    - Widzę, że masz problem blondasku. - podniósł się z taboretu podchodząc do dziewczyny i czule ją obejmując. Loki Brazylijczyka pachniały świeżością i gajem cytrusowym, uwielbiała się do niego przytulać.
    - Czy Frank ma coś z tym wspólnego?
    - Ma. To znaczy nie ma! - zawahała się. - Oj David, dlaczego to spotkało akurat mnie? - jęknęła odsuwając się od przyjaciela.
    - A to nie jest czasem tak, że Frank jest zaprzeczeniem wszystkiego tego, czego szukasz w facecie a Bambi to wyidealizowany obraz twojej podświadomości? - zagaił Loczek. - Widzę co się z tobą dzieje, gdy tylko wspomnę o Lampardzie, cała się czerwienisz, puls ci skacze! Przy Bambim jesteś spokojna i wyluzowana, ale miłość nie polega na stabilizacji. To jest chemia, wybuchy, namiętność! - loki na głowie Luiza poczęły podskakiwać w takt jego żywej gestykulacji.
    - To nie tak ja się czuję z Bambim bardzo dobrze a Lampard mnie wkurwia! - Inga czuła się obnażona i dokładnie prześwietlona przez przyjaciela. Trafił w samo sedno jej problemów.
    - Ale nie masz ochoty zedrzeć z niego koszuli i kochać się na najbliższym nadającym się do tego sprzęcie? Z miłością jest jak z czerwonym winem, albo upijesz się nim i zaśniesz pod stołem albo zaczniesz na nim tańczyć tango!- podbiegł do Ingi biorąc porywając ją do tańca.  W przelocie złapał w usta słomkę od napoju, która na czas jego występu miała imitować różę.
    - David, obiad nam się spali. - próbowała protestować.
    - Niech płonie...- zaśmiał się Brazylijczyk. - Ona chyba lubi tak się bawić, palić ciało lizać moje łzy... i jak martwy ból odebrać mowę... - śpiewał przeginając Ingę w jednej ze skomplikowanych figur argentyńskiego tanga.
    Dziewczyna zaśmiewała się do rozpuku, wywijając z Luizem jakby byli w zaciemnionej knajpie gdzieś w dokach Buenos Aires. Ich wariacje taneczne skończyły się potknięciem o dywany typu shaggy i runięciem na niego z głośnym hukiem.
    Taką śmiejącą plątaninę kończyn zastał Łukasz, który wszedł do góry po tym jak odpowiedziała mu głucha cisza. Luiz nigdy nie zamykał drzwi na korytarz, gdyż jedyne czego się obawiał to nadejście huraganu.
    - Nieźle się bawicie. - bramkarz spojrzał na parę obrońców. - W czymś wam przeszkodziłem?- zapytał lekko zszokowany.
    - Ćwiczyliśmy tango. - Loczek poderwał się z podłogi niczym wypchnięty sprężyną, pomagając Indze wstać. - Chyba nie jesteś o mnie zazdrosny?- wyszczerzył zęby w głupawym uśmieszku.
    - Ależ skąd. - gładko skłamał Fabiański.
    David nie uwierzył mu ani na jotę, mała gierka i współrealizacja dobrze Polakowi zrobi a przy okazji Lamps będzie mógł spokojnie włączyć się do wyścigu. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, mówiło jedno z bardzo mądrych przysłów.
    Dalsza część wieczoru minęła dość przyjemnie, chociaż Szwedka cały czas miała wrażenie, że David podjudza Bambiego i testuje siłę jego spokoju. Po tym jak w końcu go wyprosiła, dając w zamian paczkę żelek Haribo, mogła spokojnie pobyć z Łukaszem. Siedzieli na kanapie oglądając komedię romantyczną z Hugh Grantem, gdy ręka Łukasza delikatnie pogładziła kark Ingi. Poczuła przyjemny dreszcz, przysuwając się do niego jeszcze bardziej.  Przymknęła oczy, czując dotyk dłoni Łukasza, przyjemny i kojący a gdy jego usta znalazły się nad jej wargami pozwoliła mu się pocałować. Był delikatny i słodki, jego pieszczoty wywoływały falę przyjemności a gdy spojrzała w szczere oczy Polaka, czuła jak rozpływa się z uczucia.     Czegoś jej jednak brakowało, przymykając powieki wyobraziła sobie iskrzące błękitem oczy Franka, jego długie rzęsy i gwałtowne pocałunki. Jej ciało pod dotykiem Bambiego rozluźniało się , podczas gdy pieszczoty Lamparda zapalały w niej iskrę namiętności. Wspomnienie Franka było jak kubeł zimnej wody, czym prędzej odsunęła się od Łukasza patrząc na niego z zakłopotaniem.
    - Wybacz, ale nie mogę. - schowała twarz w dłoniach. - Jest mi głupio, ale nie mogę ci robić nadziei. - miała ochotę rozpłakać się z żalu, Łukasz jednak nie wyglądał na nadmiernie zaskoczonego.
    - Chodzi o Lamparda, prawda?- zapytał z wstrząsającą szczerością.
    - Nie, tak...nie! To nie tak jak myślisz!- motała się w zeznaniach. - Ja naprawdę cię lubię Łukasz, jesteś dla mnie kimś bliskim ale...on...
     - Ale to jego pragniesz. - rzekł cicho Polak. - Rozumiem i wiedziałem to od początku. - jego ciemne oczy patrzyły na nią z uczuciem.
    - Jak to?- wyjąkała.
Spodziewała się wyrzutów, kłótni ale na pewno nie zrozumienia. Czuła się jak ostatnia idiotka, która pogrywa z mężczyznami.
    - Od początku wiedziałem, że Lampard nie jest ci obojętny. Widziałem was na imprezie, kiedy sprał Wojtka a potem jak patrzył na ciebie podczas meczu. On też coś do ciebie czuje, ale mimo to będę walczył. Stajesz się dla mnie ważna.
     Po tym wyznaniu Inga czuła się jeszcze gorzej, mimo to dała się Łukaszowi przytulić i wypłakać na jego ramieniu.
     Wyszedł z jej mieszkania, zostawiając ją samą z myślami czarnymi jak noc. Było dopiero późne popołudnie i spokojnie mogłaby zapukać do Davida, ale w tym momencie miała ochotę zamknąć się w sypialni i ryczeć jak jakaś idiotka z telenowel. Jej życie w Londynie jest zagmatwane jak matematyczna łamigłówka.

    Frank po wypiciu kilku drinków zamówił taksówkę, która miała go zawieźć do Anji Mourinho. Zupełnie nie rozumiał jak ta mała manipulatorka, zdołała nakłonić Mou, żeby to jej powierzył sesję terapeutyczne.
Wcale nie miał ochoty tam jechać, ale po zdjęciu Ingi w ramionach Fabiańskiego, wizyty upierdliwego Harry'ego i alkoholu czuł jak buzuje w nim złość.
    Wysiadłszy pod budynkiem w którym mieścił się gabinet psychoterapeutki, rzucił taksówkarzowi zwitek banknotów kierując się do drzwi. Nie zamierzał pukać, wszedł i ku zdziwieniu sekretarki od razu wparował do gabinetu Anji.
    Nie była zaskoczona, chociaż oderwał ją od wypełniania stosu papierów, doszczętnie wyścielających staroświeckie biurko przy którym siedziała. ZZa jego pleców z przestrachem w oczach, wychyliła się asystentka.
    - Ten pan wszedł tutaj nieproszony. - pisnęła z przestrachem.
    - Spokojnie Abby, możesz nas zostawić samych. - Anja zwróciła się do dziewczyny. - Możesz iść do domu nie będziesz mi już dzisiaj potrzebna.
     - Oczywiście proszę pani. - dziewczyna usunęła się z gabinetu a po chwili słychać było jak pośpiesznie opuszcza stanowisko pracy.
    Frank stał nadal w tym samym miejscu, mierząc Portugalkę wściekłym spojrzeniem jasnych oczu.
Kobieta okrążyła biurko stając na przeciwko niego z uśmiechem na ustach. Czuł zapach jej perfum, ciężkich, seksownych kojarzących się z rozgrzanym słońcem egzotycznym ogrodem. Przysunęła się bliżej stając na palcach, tak że jej usta znalazły się blisko jego warg. Gniew który w nim buzował, musiał gdzieś znaleźć ujście. Porwał ją w ramiona niemalże rzucając na biurko, wolną dłonią zrzucił z blatu papiery i wszystkie przybory, które z cichym brzękiem pospadały na podłogę.
    - Czekałam na to dziesięć lat!- zdołała wyszeptać, zanim zaborcze wargi Franka opadły na jej namiętne usta.
    Nie odezwał się ani słowem, podciągając sukienkę Anji do góry a potem ściągając jej majtki. Nie patyczkował się z rozbieraniem, ściągnął spodnie wchodząc w nią jednym płynnym ruchem. Jęknęła z przyjemności zarzucając dłonie na jego szyję, podczas gdy Frank kochał się z nią namiętnie, dziko i niebezpiecznie. W jego ruchach nie było finezji ani uczucia, tylko czyste zaspokojenie napięcia seksualnego. Ciszę gabinetu przerywały posapywania obojga i krzyki panny Mourinho, która drżała przeszywana kolejnymi falami rozkoszy a także triumfu. Gdy oboje osiągnęli orgazm, Frank odsunął się od niej jakby z obrzydzeniem. Leżała na biurku zaspokojona i szczęśliwa, jak amazonka po stoczonej walce.
    - Byłeś boski. - podniosła się chcąc przytulić się do Franka.
On bez słowa wciągnął spodnie, obdarzając ją nienawistnym spojrzeniem. Na odchodnym rzucił oschle i cynicznie.
    - Zerżnąłem cię jak chciałaś a teraz daj mi spokój. - trzasnął drzwiami prawie wywalając je z futryny.
Anja zaśmiała się, odpalając papierosa.
    - Chyba śnisz. - powiedziała sama do siebie. - Będę cię miała na sobie jeszcze wiele razy!



__________________________________________________________________
Długo rozmyślałam co zrobić dalej i dzięki pomocy Martiny miała wizję. Nie była to grzeczna wizja i Frank jawi nam się jako kawał chama, ale ludzie w przypływie gniewu robią czasem głupoty. 
Mam nadzieję, że jednak dało się to jakoś przeczytać! 
                                                             Pozdrawiam Fiolka :*