sobota, 1 lutego 2014
Rozdział IV
Inga wyklinała w myślach na cały świat w tym siebie, że pochopnie zgodziła się na przysługę wyświadczoną przez Franka.
Właśnie przebijali się przez zakorkowaną stolicę, rozświetloną przez neony, witryny sklepowe i blask latarni. W takim tempie do Milton dotrą za dwie godziny a kolejne dwie będą wracać.
Frank spojrzał kątem oka na milczącą Ingę, zastanawiając się o czym teraz myśli. Wydawała się obrażona jego propozycją a on żałował, że zgodził się na podwiezienie. Co mu wpadło do głowy, żeby robił za dobrego samarytanina? Powinien niezwłocznie udać się do klubowego psychologa, bo od czasu kontuzji robił się drażliwy i zmienny jak baba w ciąży. W dodatku Christine nie dawała mu spokoju wysyłając durne smsy. Czy on zawsze musi pakować się w emocjonalne szambo? Nawet nie miał kochliwej natury, no chyba że wziąć za przykład fakt, iż zapałał nagłą namiętnością do Ingi. Chwilowo usiłował zrzucić to wszystko na alkohol, ale jak bardzo znalazłby się z nią w łóżku, tego nie chciał przyznać nawet sam przed sobą. Ale taki rozwój wydarzeń absolutnie nie wchodził w rachubę, bo w swoim życiu narobił już wystarczających głupot.
- Dlaczego koniecznie zależy ci na mieszkaniu w Hammersmith? - zapytał jakby od niechcenia.
- Podoba mi się ta okolica, poza tym miałabym stamtąd niedaleko do metra. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Nie próbowałaś kontaktować się z agencją? Oni doradziliby ci mieszkanie bliżej waszej bazy treningowej i pewnie w lepszej cenie. - ciągnął temat, co powoli zaczęło Ingę wkurzać.
Co go to obchodzi gdzie będzie mieszkać? To tak jakby miała mieszkać u niego jako dziki lokator. Czy ten facet ma do wszystkich cały czas pretensje?
- Jestem w Londynie drugi dzień i jedyną osobą z jaką się kontaktowałam to Luiz. - odpowiedziała chłodno.
Frank uśmiechnął się pod nosem.
- Dobra chciałem tylko uprzejmie zapytać.
- Uprzejmie ci odpowiedziałam.
- Dla każdego faceta jesteś taka opryskliwa? - zapytał zaczepnie.
Powinien się leczyć, ale doprowadzanie Szwedki do złości zaczynało mu się podobać. Masochizm bez dwóch zdań.
- Lampard patrz na drogę i zajmij się swoimi podbojami i związkami. Znalazł się ekspert od miłości, nabyłeś ją przez kontakty z dziwkami?!
Anglik zjechał na pobocze zatrzymując samochód. To było poniżej pasa!
- Powiedz mi droga Ingo za co mnie tak nie lubisz? Przeprosiłem cię za pocałunki w nocy, ale wyciąganie mi historii sprzed lat, kiedy ty wołałaś na proboszcza Zorro jest poniżej pasa.
Szwedce zrobiło się głupio. Czasami miała ochotę ugryźć się w ten głupi jęzor a potem zapaść pod ziemię. Każdą inną osobę zbyłaby milczeniem, albo odpowiedziała w podobny tonie jak odezwał się Lampard od razu chciała mu oddać ze zdwojoną siłą.
Nie powinna odzywać się na temat afery burdelowej, która miała miejsce tak dawno temu i była sprawą Franka nie jej.
- Przepraszam. - przyznała się do winy. - Nie powinnam tego mówić.
- Ja też nie powinienem cię zaczepiać, mamy jednak pewność że nie powinniśmy ze sobą przebywać. - odpowiedział szczerze. Dziewczyna przytaknęła wiedząc, że pomocnik ma całkowitą rację. Oboje zachowywali się jak dzieci, które kłócą się o najdrobniejszą rzecz, byle tylko się pokłócić.
Dalsza droga minęła im w milczeniu dłużąc się niemiłosiernie. Inga załatwiła mieszkanie u starszego pana o nazwisku Knox. Na widok Lamparda z góry zgodził się na wszystkie warunki nie biorąc od Szwedki kaucji ani nie stawiając żadnych żądań.
Droga powrotna byłaby pewnie tak samo monotonna jak ta do Milton, gdyby pogoda nie chciała spłatać im figla. Przez godzinę spędzoną u właściciela mieszkania pogoda zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z nocnego nieba, przesłoniętego kłębiącymi się chmurami sypnął śnieg. I nie były to opady jakie zazwyczaj w Anglii się obserwuje, była to regularna, syberyjska śnieżyca utrudniająca jakąkolwiek jazdę. Czarna nawierzchnia drogi międzymiastowej w mgnieniu oka zamieniła się w białą ślizgawkę, utrudniającą jazdę na tyle, że samochody jechały w tempie niedzielnych emerytów.
Wycieraczki ledwo nadążały odśnieżać biały puch a wiatr dodatkowo wszystko utrudniał. Frank podkręcił ogrzewanie, równocześnie klnąc pod nosem na kierowcę przed nimi.
- W tym kraju nie ma czegoś takiego jak pług?- Inga zadała pytanie przecierając zaparowaną szybę.
- Pewnie są, ale dawno nie mieliśmy takich opadów śniegu i w dodatku z godziny na godzinę będzie coraz gorzej a ja w drodze powrotnej miałem zatankować. - odpowiedział.
- No to przygotujmy się na arktyczną noc w twoim samochodzie. - podsumowała Inga.
Lampard nie odpowiedział intensywnie myśląc. Droga zakorkowywała się w mig a gps w jego iphonie pokazywał, że najbliższy zjazd będzie za kilkanaście metrów. Czym prędzej przeszukał google w poszukiwaniu najbliższych zajazdów i prawie upuścił komórkę z wrażenia, gdy znalazł zajazd.
- Jezioro Marzeń!- wykrzyknął uradowany.
- Co?- zapytała zdezorientowana Inga. - Jakie znowu jezioro?
Pomocnik miał ochotę wysiąść z samochodu, pociagnąć Ingę i serdecznie ją wyściskać.
- Zajazd Jezioro Marzeń za jakieś półtora kilometra! - powtórzył.
Zanim dziewczyna zdążyła dopytać go o szczegóły zakorkowane samochody ruszyły do przodu a Frank włączył się do ruchu uważnie obserwując jezdnię. Zjazd prowadzący do zajazdu przez sypiący śnieg był ledwo widoczny, ale jakoś udało mu się skręcić i nie wylądować w rowie. Dziesięć minut później zaparkował przed budynkiem z drewnianych balii usytuowanym na niewielkim pagórku. Wisząca tabliczka, częściowo przykryta śniegiem odsłaniała szczątki nazwy, chyboczac się na wietrze w przód i tył.
Inga niechętnie wysiadła z ciepłego samochodu, jednakże perspektywa nocy w samochodzie wcale jej się nie uśmiechała. Ruszyła za Lampardem po wiekowych schodach prowadzących do głównego wejścia.
Mała izba wyposażona w lśniący, machoniowy kontuar prawdopodobnie była recepcją. Nikogo w niej nie było, ale na blacie leżał staroświecki dzwonek z guziczkiem, dzięki któremu można było sprowadzić właściciela na dół. Frank nacisnął na niego parokrotnie, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. W lekkim, sportowym obuwiu przemarzł doszczętnie, nie planował wycieczki krajoznawczej w syberyjskich warunkach.
Po kilku minutach w pomieszczeniu pojawiła się starsza pani, ubrana w elegancki wiśniowy komplet. Zafarbowane na miodowy blod włosy były elegancko przycięte a naznaczona zmarszczkami twarz wyglądała na sympatyczną.
- Dobry wieczór. - przywitał się Lampard. - Czy mają państwo wolne pokoje?- zapytał z nadzieją.
- Nie ma tutaj żadnego państwa. - kobieta wysiliła się na dowcip. - Nazywam się Hudson, Jane Hudson i jestem właścicielką tego zajazdu. - wyciągnęła w stronę Franka delikatną dłoń.
- Frank eee Bergman!- skłamał jak z nut. - A to moja żona Inga.
Szwedka spojrzała na niego jakby chciała wykonać na nim wyrok śmierci. Jak śmiał kłamać tej staruszce, że są małżeństwem?!
- Państwo Bergman to skandynawskie nazwisko?
- Szwedzkie odpowiedziała Inga. Ale mój małżonek jest Anglikiem. - zaświergotała udając blond kretynkę. - Małżonek miał fatalne nazwisko i postanowiliśmy przed ślubem, że jednak przyjmie moje. - uśmiechnęła się sztucznie.
- A jak się pan nazywał, jeśli można zapytać? - zapytała właścicielka.
Zanim Lampard zdążył odpowiedzieć, Inga wyręczyła go wymyślając na poczekaniu najgłupsze nazwisko jakie przyszło jej do głowy.
- Dick- odpowiedziała.
Pani Hudson zasłoniła usta ręką, tłumiąc śmiech, natomiast Frank spojrzał na Ingę jakby chciał ją rozerwać.
- Toniemo...- zaczął, ale Inga nadepnęła mu obcasem kozaka na stopę.
- Sama pani widzi małżonek miał się czego wstydzić Frank Dick brzmi dość kuriozalnie a Frank Bergman tak filmowo. Zresztą mój mąż ma bardzo holywoodzką urodę. - zaśmiała się.
Pani Hudson nawet jeśli uznała ich za parę dziwaków nie drążyła dalej tematu prowadząc ich do sypialni na górze. Pokój nie był za duży, ale na szczęście posiadał łóżko i wąską otomanę na którą Inga planowała wyrzucić Lamparda. Wstrętny krętacz i łgarz!
Po wyjściu właścicielki Szwedka bez zbędnych ceregieli naskoczyła na Anglika.
- Po jasną cholerę zełgałeś tej kobiecie, że jesteśmy małżeństwem? Czy ty Lampard jesteś schizofrenikiem? Zapomniałeś co mi obiecywałeś?
- Nie pójdę z tobą do łóżka, jeśli to masz na myśli!- ryknął rozwścieczony. - Musiałem skłamać, bo chyba oboje nie chcemy być jutro w gazetach.
Dziewczyna patrzyła jak Lampard krąży po pokoju, wyglądał jak wściekły lew, zamknięty w ciasnej klatce.
- Myślisz, że w taką pogodę paparuchy będą za tobą latać?
- Nie znasz angielskich hien, mam dość wpierdalania się w moje życie. Tak ciężko to zrozumieć?! - patrzył na nią jasnymi oczami a w Indze zaczęło kiełkować współczucie. Faktycznie wyszłaby niezła kicha, gdyby ktoś zrobił im zdjęcia i wrzucił do internetu. Nie chciała być postrzegana jako kochanka Lamparda, tylko jak sportowiec.
- Dajmy już temu spokój. - usiadła na łóżku. - Mam dość ciebie i tej pieprzonej angielskiej pogody, która nie może się zdecydować jaka chce być.
- Przywykniesz. - mruknął.
W tym momencie zgasło światło pogrążając pokój w ciemności. Inga zaklnęła pod nosem gramoląc się z łóżka w stronę okna. Pech chciał, że wpadła na nogę od krzesła, które jak na złość stało właśnie w tym miejscu. Runęła na podłogę, tłukąc sobie boleśnie rękę. Rozłożona jak przejechana żabka ni z tąd ni z owąd rozpłakała się jak mała dziewczynka. Nienawidziła ciemności odkąd skończyła pięć lat i do jej pokoju wtłoczył się zalany kolega ojca, myląc pokoje i przygniatając ją w łóżku. Od tej pory spała przy zapalonym świetle, zamykając pokój od środka.
Frank wiele się nie namyślając podniósł dziewczynę do pozycji siedzącej, bez słowa biorąc ją w ramiona i uspokajając. Inga łkała a on starał się ją jakoś uspokoić, złość całkowicie z niego uleciała, zastąpiona przez współczucie.
- Ciii. - szepnął jej uspokajająco. - Nie ma powodu do płaczu, zaraz wróci prąd. Jesteś bezpieczna. - pogłaskał ją po włosach.
Inga skuliła się w jego ramionach, powoli odprężając się pod dotykiem jego delikatnych dłoni. Racjonalne myślenie i złość na Lamparda, powoli zamieniała się w oszałamiające uczucie błogości, która otulała ją jak ciasny kokon.
Nie spodziewała się, że usta Franka bezbłędnie odnajdą jej wargi opadając na nie delikatnie niczym skrzydła motyla. Pocałunek z początku niewinny, mający na celu uspkojenie jej powoli przeistaczał się w gorącą pieszczotę. Lampard wsunął dłoń w jej włosy i całował ją, otwierając jej usta swoimi wargami, penetrując ich wnętrze językiem.
Inga przywarła do niego, przesuwając rękami po jego ramionach. Frank jeszcze nigdy nie odczuwał tak silnego pożądania w stosunku do żadnej kobiety. Przy tej dziewczynie wyłączał mu się mózg a do głosu dochodziła jakaś pierwotna siła, która oboje zagarniała jak fala na wzburzonym oceanie.
- Wiesz, że będziemy tego żałować? - wyszeptał chrapliwym głosem odrywając się na chwilę od ust Ingi.
Jakby w odpowiedzi na jego pytanie przyciągneła go do siebie, wyciskając na jego wargach gorący pocałunek. Uniósł ją w ramionach idąc parę kroków w stronę łóżka. Opadli na nie obdarzając się coraz śmielszymi pocałunkami, nie przejmując się tym, że w świetle dnia nie kryją wrogości wobec siebie a znają się zaledwie dwie doby. To coś co nie pozwoliło im oderwać się od siebie, było jak magiczna siła zamykająca ich ciała w ciasnej kuli wypełnionej wzajemnym pożądaniem. Złość przekuła się na coś dużo bardziej destrukcyjnego, czego rankiem na pewno będą żałować. Teraz zaś nie liczyło się nic i nikt. Świat zewnętrzny nie istniał, było tylko tu i teraz. Pozbywali się ubrań w rekordowym czasie, tak jakby była to nowa dyscyplina olimpijska. Nie bawili się we wstępne gierki, oboje byli już na granicy, gdzie zdrowy rozsądek spadał w przepaść szaleństwa.
Frank wszedł w Ingę jednym płynnym ruchem, zamierając tylko na jeden ułamek sekundy. Inga wbiła zęby w jego ramię, obejmując go udami aby był jeszcze bliżej niej. Pośrodku nocnej ciszy, wypełnianej tylko dźwiękami mokrego śniegu opadającego na parapet, ruszyli w drogę ku spełnieniu pragnienia, narastającego niczym oceaniczny przypływ.
_________________________________________________________________________
Dobra...teraz możecie przyznać, że jestem erotomanką no ale ta parka jest jakaś dziwna. Zresztą ja się wcale Indze nie dziwie, kto nie chciałby się znaleźć w ciemnym pokoju z Franiem? Tylko na niego spójrzcie sam seks! :D
Już się zamykam bo czuje, że się pogrążam coraz bardziej... ^^
Życzę miłego czytania...
Fiolka :*
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Och Franku, Franku, mówisz dziewczynie, że nie pójdziesz z nią do łóżka, po czym idziesz z nią do łózka. Nie ma to jak żelazna konsekwencja :D ale nie powiem, było bardzo romantycznie i namiętnie :D
OdpowiedzUsuńMoże dla Cb Kochana to sam sex :] Stara miłość nie rdzewieje :P
OdpowiedzUsuńCo płacz może zdziałać z człowiekiem i do czego doprowadzić?!
Wspaniale ach, wspaniale... dobra idę tęsknić dalej.
Buziaki :*
Hmm... super^^ Trochę płaczu i złości i od razu się dzieje:D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, oby tak dalej:) Pozdrawiam ;)
Erotomanka to za mało powiedziane :D nie no, wspaniały rozdział jak poprzedni! Nie spodziewałam się, ze wydarzy się coś takiego. Pogoda jak na Syberii, ciemność w pokoju hotelowym, a później sama już wiesz :P. Jestem zaskoczona nie powiem, czekam na kolejny. :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że Frank i Inga to na serio powalona para, która nieźle się dobrała. Jednak los im sprzyja do robienia głupot. Już widzę, jak rano będą się kłócić. Ale dla takiej chwili przyjemności warto było! Pewnie nie raz jeszcze znajdą się w łóżku. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńTaaaak, z pewnością jesteś erotomanką, hahaha, ale to dobrze ;* rozdział świetny, mam nadzieję, że jednak nie będą tego żałować. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńOj tak, tak, Fioleczko... Pogrążasz się :P
OdpowiedzUsuńAle muszę Ci przyznać, że faktycznie specyficznie się dobrali - i mieszanka wybuchowa się po prostu tworzy. Rano to dopiero będzie afera :D Trzeba by zorganizować jakąś nagrodę na najbardziej spektakularną kłótnię. Myślę, że Frank z Ingą jeszcze trochę poćwiczą i wygraną będą mieć w kieszeni :D
No proszę. Inga i Frank to para wybuchowa. Nie wiadomo czego się po nich spodziewać. Najpierw mówią, że nie mogą ze sobą przezywać a potem idą ze sobą do łózka. Słodziutko:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Lampsik aleś ty konsekwentny w słowach xD
OdpowiedzUsuń