Frank na galę przyjechał z kierowcą, którego po opuszczeniu budynku wezwał telefonicznie by stawił się w umówionym miejscu, kilka przecznic od hotelu w którym odbywało się afterparty.
Ochroniarze posłali uciekinierom szerokie uśmiechy, puchnąc z dumy z faktu, że udało im się wywalić z imprezy Szczęsnego. Nie zadzwonili na policję, ale jeden z nich zrobił obszerną fotorelację a drugi kamerował iphonem, żeby nie było wątpliwości kto był jednostką agresywną.
Inga zorientowała się, że ręka którą uderzyła o podłogę zaczęła sinieć i puchnąć, natomiast warga Lamparda wyglądała, jakby odwiedził konowała zamiast chirurga plastycznego.
- Wyglądamy jak ofiary wojny domowej. - Frank dotknął delikatnie spuchniętej ręki piłkarki. - Zawiozę cię do szpitala.
Inga pokręciła głową.
- Daj spokój, to tylko stłuczenie. Posmaruję na noc maścią a jutro rano zbada mnie lekarz klubowy.
- Wolałbym jednak, żebyś to prześwietliła.
Inga westchnęła i skapitulowała z facetami nie należy dyskutować.
- Dobrze. - odpowiedziała tylko.
Do rozmowy wtrącił się kierowca Franka.
- To dokąd panie Lampard?- popatrzył na piłkarza w odbiciu lusterka.
- Do św Bartłomieja. - zarządził Lampard.
Szpital znajdował się dość niedaleko a ulice o tej godzinie nie były nadmiernie zatłoczone. Lamps poprosił Bobby'ego żeby pojechał już do domu, sam miał zamiar odwieźć Ingę do Hammersmith a potem pojechać do siebie na Belgravię.
Wysiedli przed opustoszałym wejście do szpitala, od razu kierując się na izbę przyjęć. W Bartłomieju pracował jeden z kolegów Lamparda John. K. Rucinsky, Anglik polskiego pochodzenia. Akurat miał dyżur i szybko załatwił Indze prześwietlenie, które nie wykazało żadnego złamania, ale Frank w dalszym ciągu nie był przekonany.
- Zrób jej rezonans, jakieś ścięgno może być naderwane. - nalegał na lekarza.
Błekitne oczy Johna spojrzały na niego z dezaprobatą.
- Lamps, czy mam cię wyprosić?- zapytał uprzejmie. - Czy on zawsze tak panikuje?- zagadał wesoło do Ingi.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Nie mam pojęcia, nie jesteśmy aż tak blisko. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, co trochę ubodło Lamparda. John lubił blondynki i podobnie jak Terry miał gadane i zaraz zacznie smolić cholewy do Bergman.
Nie powinno go to interesować bo tylko jej pomógł, ale gdzieś w środku poczuł mikroskopijne uczucie zazdrości. Jak ukąszenie komara, niby nie zauważasz ale potem zaczyna robić się wkurzające.
Obeszło się bez rezonansu doktor Rucinsky zapisał Indze maść sterydową, zalecając również opaskę usztywniającą na stłuczone miejsce.
Wychodzili ze szpitala Inga potknęła się na wystającej płycie chodnikowej.
- Kurwa!- wyrwało jej się. - Nawet chodnik mnie dzisiaj nienawidzi.
Lampard ledwo ukrył rozbawienie.
- Poczekaj do jutra jak nas Ciezny obsmaruje.
- To się nie mówi jakoś Cięsny? - poprawiła go.
- Dziwne nazwisko, ale Polacy generalnie mają ciężkie nazwiska a już piłkarze zwłaszcza. Blaszykoski, Piszek, Vazilevsky?
Inga zaśmiała się w głos, widząc jak Lamps nie radzi sobie z nazwiskami reprezentantów Polski. Był przy tym taki słodki. Jak dziecko w podstawówce, któremu kazano nauczyć się trudnego wyrazu. Tok jej myślenia znowu powędrowałby do zalet Franka i cofnął się w rozwoju do lat nastoletnich, gdyby nie samokontrola. Nie mogła rozmyślać o Lampardzie! Zachował się jak rycerz na białym koniu, ale nie mogła zapominać tego, że dostaje przy nim małpiego rozumu . Rozregulowywał jej hormony, śnił jej się po nocach, miała ochotę go rozebrać a z drugiej strony wkurzał ją jak nikt inny. Z tego wszystkiego zapomniała zadzwonić do Luiza, który dobijał się do niej a komórkę wyciszyła i wrzuciła do kieszeni płaszcza.
- Wiesz co...- zwróciła się do niego. - Pojedźmy osobnymi taksówkami, jest późno a oboje mamy trening.
- Mowy nie ma, z Hammersmith do Belgravii nie jest znowu tak daleko. Pół godziny mnie nie zbawi. - zaprotestował żywiołowo.
- Skoro nalegasz. - wzruszyła ramionami.
Czuła się głupio, ale nie mogła pokazać mu jak na niego reaguje. Frank milczał przez całą drogę, przysłuchując się rozmowie Ingi i Luiza. David tak głośno krzyczał do słuchawki, że dokładnie wiedział co mówi i jak bardzo jest wzburzony. Taksówkarz wysadził ich pod mieszkaniem Ingi. Na miejscu był już Luiz przestępując z nogi na nogę, przez co jego loki podskakiwały jak małe sprężynki.
- Inga!- wykrzyknął biorąc dziewczynę w opiekuńcze ramiona. - Wszedłem na twittera ten buc was obsmarował!- wykrzyknął wzburzony. - Zabiję go!- wskazał jej rękę w opasce usztywniającej. Frankie jesteś moim bohaterem! Wpierdolimy im w sobotę!- oczy Luiza zapałały gniewem.
- Spokojnie. - dziewczyna odsunęła się od przyjaciela. - Nie wywołujcie afery.
- Pieprzeni Kanonierzy nam za ciebie zapłacą!- wykrzyknął Luiz, zaraz jednak przypomniał sobie, że Inga również jest Kanonierką i wyszłoby z tego niepożądana przez nikogo afera. Szczęsny i tak narobił szumu, ale nikt nie chce żeby media za nimi jeździły.
- Idźcie do środka. - nakazał Frank. - Nie komentujcie zajścia a ty Luiz nie twittuj w tej sprawie. Pogorszysz sytuację.
- Nie możemy puścić mu tego płazem!-uniósł się David.
- Ale też nie chcemy wokół całej sprawy szumu. - zaznaczył Frank.
Inga czuła, że musi się wtrącić w końcu to przez nią a właściwie przez końskie zaloty Szczęsnego, wybuchła cała ta afera i bójka.
- David odpuść, Frank ma rację. To nic nie da z takimi osobnikami się nie dyskutuje, trzeba go olać. - w jej głosie słychać było zmęczenie.
- Nikt nie będzie cię wyzywał i podrywał, jeśli sama tego nie chcesz!- Loczek nie chciał odpuścić, nakręcił się jak zajączek z bateryjką duracela.
- Odpuść. - Frank jeszcze raz powtórzył, tym razem dobitniej.- Zaprowadź Ingę do domu, pogadamy o wszystkim jutro. Dobranoc!- wsiadł do taksówki, która z miejsca ruszyła w stronę jego domu.
David zorientowawszy się, że przyjaciółka słania się na nogach ze zmęczenia i nadmiaru wrażeń, pomógł jej otworzyć drzwi i wejść do mieszkania. Nie dał się wyprosić dopóki piłkarka nie przyłożyła głowy do poduszki. Wtedy uznał, że może iść do siebie i odpocząć przed jutrzejszym dniem, który zapowiadał się raczej burzliwie i nie miał na myśli prognozy meteorologicznej.
Następnego dnia Frank został wezwany na klubowy dywanik. Mou chodził po gabinecie Abramowicza jak lew w klatce. Roman spoglądał na Special One z pewną dozą kpiarstwa, nie podzielał zdania trenera i właściwie nie uważał, żeby Lampard musiał z czegokolwiek się tłumaczyć. Nie mniej jednak nie miał ochoty przez następne tygodnie wysłuchiwać gderania Portugalczyka i wizji odsuwania Anglika od składu, dlatego że jakiś gówniarz z Polski wypisuje o nim głupoty na twitterze i facebooku.
Frank wszedł do gabinetu na luzie nie przejmując się tym, że Jose chce mu urwać łeb i żąda krwi.
- Dzień dobry. - przywitał się z trenerem i prezesem.
- No ja nie wiem czy taki dobry!- prychnął Mourinho. - Nie przyszedłeś tutaj z kurtuazyjną wizytą Lampard. - zmierzył Anglika wrogim spojrzeniem.
Opinia publiczna zawsze uważała, że Mou do Lamparda ma słabość a tak naprawdę to Roman wymógł zatrzymanie legendy The Blues do końca jego kariery. On najchętniej wysłałby Franka na orbitę okołoziemską z wilczym biletem.
- Siadaj Frank. - Abramowicz przemówił zza swojego biurka wielkości lotniskowca. - A ty Jose nie ciosaj mu na głowie kołków, powiedziałem że to ma być merytoryczna rozmowa.
- A co ja jestem kurwa politykiem, że mam merytorycznie rozmawiać?- ciskał się Mou. - Jestem wściekły!
- Nie rozumiem po co zostałem wezwany, mamy się kłócić jak przekupki na targu? - zapytał się Frank.
- Trzymajcie mnie!- zagrzmiał trener! - Co żeś wczoraj narobił, że Szczęsny cię od terrorystów wyzywa?
- Spokój!- Roman czuł, że zaraz eksploduje. Mourinho ciskał się jak zdradzana żona i w takim nastroju to oni na pewno nie znajdą rozwiązania. - Ty Jose siedź cicho a Frank możesz kontynuować.
Lampard zgodnie z prośbą opowiedział przebieg wydarzeń wczorajszego wieczoru i swoje stanowisko.
- No i dobrze zrobił, poza tym karki mają zdjęcia i nagrania Szczęsnego. Nasz prawnik zadzwoni do jego menadżera w sposób kulturalny, żeby jego podopieczny przestał szczekać. Jesli nie, nagranie wycieknie do sieci i założymy sprawę w sądzie. - Roman podszedł do sprawy w sposób racjonalny.
- Musiałeś obijać mu mordę?- parsknął Mourinho.
Koniecznie chciał się dopierdolić do Franka i zupełnie nie zwracał uwagi na to, że Abramowicz nie ma ochoty karać Anglika za bójkę ze Szczęsnym.
- Daj spokój Jose. - Frank był znudzony tym spotkaniem. - Mogę iść na trening?- zapytał.
- A spieprzaj i nie myśl, że tak ci to puszczę płazem. Mam na ciebie oko!
Po wyjściu Lamparda prezes i trener zdążyli się jeszcze pokłócić, ale Abramowicz jakoś zdołał ugłaskać Mourinho. Nie będzie najazdów osobistych na Franka a temat Szczęsnego został raz na zawsze zamknięty.
Inga zaraz po przyjeździe do klubu, została skierowana na badania lekarskie. Lekarz potwierdził silne stłuczenie i zalecił rehabilitację, maść sterydową i opaskę, którą piłkarka cały czas nosiła.
Dziewczyny stanęły za nią murem, zgodnie twierdząc że Szczęsny jest kompletnym idiotą.
- Ale co dokładnie ci powiedział?- dopytywała się Faye.
- Chciał mnie zaprosić na kolację ze śniadaniem. - odpowiedziała Inga. - Jak się nie zgodziłam usiłował mnie pocałować.
Ciara Grant zmarszczyła nos jakby poczuła coś nieświeżego.
- Wojtusia chyba swędzi kropidło, bo ta jego polska piosenkarka go rzuciła. Snuje się teraz w nadziei, że jakaś naiwna mu da. Żadna Kanonierka nie poleci na jego urok osobisty. - zaśmiała się się defensorka.
- A ta jego lasia to nie była czasem Ukrainką?- zapytała Natalie Ross.
- A czy to ważne? Rzuciła go, bo podobno wolał własną rękę!- Abbie Prosser zaimitowała obsceniczną sugestię, jaką bramkarz Arsenalu lubił pokazywać kibicom.
Szatnia wybuchła śmiechem, nawet Inga lekko się rozchmurzyła. Dziewczyny okazały się równymi babkami i nie dałyby jej skrzywdzić. Postanowiła zaprosić je na małą parapetówkę. Koleżanki zgodziły się wpaść wieczorem, więc miała trochę czasu na rozpoczęcie przygotowań.
- Mogę kogoś ze sobą przyprowadzić?- zapytała Ciara.
- Pewnie weźmie ze sobą Bambiego. - zachichotała Faye. - Ciara wzięła sobie do serca znalezienie dla niego dziewczyny.
- Bambiego?- Inga nie miała pojęcia o kogo chodzi.
- Łukasza Fabiańskiego, drugiego zawodnika Arsenalu. - odpowiedziała Ciara.
- On jest słodki. - wtrąciła się Natalie. - Ma oczy jak mały jelonek!
- Dlatego nazywają go Bambi. - podsumowała Faye.
- Mi przypomina słodkiego źrebaczka. - rozmarzyła się Helen. - Takiego wiecie, którego można zagłaskać na śmierć.
- Zejdźcie z niego potwory!- Ciara wzięła się pod boki. - On jest naprawdę fantastycznym kumplem i może wypić siedem piw i potem nie ma kaca.
- Jak tak to zmienia postać rzeczy!- zakpiła Faye. - No to co Inga, Ciara może zabrać do ciebie jelonka?
- Jeśli o mnie chodzi, możecie przyjść z kim chcecie. - Inga sięgnęła do szafki, wyciągając z niej torbę.
- To widzimy się wieczorem!- pożegnała się Faye.
- Do zobaczenia!- Szwedka wyszła z siedziby klubu uśmiechnięta od ucha do ucha.
Wsiadając do metra myślała o liście zakupów i sklepie w którym się zaopatrzy. Musi w końcu kupić samochód.
Jej rozmyślania przerwał telefon od Luiza. Na wieść o przyjęciu podpalił się jak amerykańska nastolatka, organizująca "słodką szesnastkę".
- Impreza? Z Arsenal Ladies? Wpadnę!- zarechotał do słuchawki. - Ej wezmę Matę ze sobą, dobrze? Znajdziesz mu jakąś koleżankę bo usycha z miłości do ciebie!
- Pewnie, daj numer Juana to go zaproszę.
- Może lepiej zrobię to ja, bo jeszcze pomyśli, że na niego lecisz. A Frank też jest zaproszony?
- Nie kumpluję się z Frankiem. - odpowiedziała z przyśpieszonym biciem serca.
- Nie? A ja odniosłem inne wrażenie, ale to twoja impreza. Za dwadzieścia minut będę w domu, to pojedziemy na obiad i po zakupy, ok?- wykrzyknął w słuchawkę. - I kup wreszcie samochód, bo jak jedziesz metrem to cię nie słyszę!
- Ok, ok! Za pół godziny u mnie! - odkrzyknęła.
- Ciau bambina!
- Ciau.
______________________________________________________________________
Witajcie!
Oddaję pod waszą ocenę kolejny rozdział. Bez komentarza odnośnie fabuły, piszę z gorączką i stylistyka leży i kwiczy, ale słowo się rzekło i rozdział miał być dzisiaj.
Czekacie na Bambiego? Miałam go wprowadzić, zanim wczoraj zrobił mi niespodziankę, po tym jak Wojtunio wyleciał z bramki.
Widziałyście co nasz number one pokazał kibicom? Jak dla mnie postawa poniżej jakiejkolwiek krytyki...
Blech!
Miłego czytania! Fiolka :*