sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział I



      Luiz zaparkował swoje czarne Audi R8 na parkingu podziemnym, do którego prowadziła oszklona winda, sunąca powoli w dół. Inga nie lubiła ciasnych pomieszczeń, zwłaszcza wind a ta wydawała się bardziej przerażająca, bo przez idealnie wypolerowane szkło pancerne, wszystko było widoczne jak na dłoni.
Jedynym sensownym wyjściem było zamknięcie oczu i czekanie aż, to szklane paskudztwo się zatrzyma.
Loczek widząc jej reakcję nie mógł ukryć rozbawienia, gdy tylko otworzyła oczy spojrzała na jego uhahaną twarz.
    - Z czego się tak cieszysz?- zapytała, choć doskonale znała przyczynę jego radości.
Poruszył zabawnie brwiami.
    - Z twojego strachu przed windami, szkoda że się  nie widziałaś w tym momencie. - zarechotał potężnie.
    - Jak wyglądałam panie mądralo?- spojrzała na niego przymrużonymi oczami.
    - Jakbyś zobaczyła ducha.- odpowiedział.
    Dziewczyna nie zauważyła, że drzwi windy zdążyły już się rozsunąć a oni dalej stoją w przejściu, prowadząc ożywioną rozmowę na temat duchów. Inga nie odpowiedziała na zaczepki Luiza a on jakby nigdy nic zmienił temat opowiadając o swojej babci.
    Droga przez zakorkowany Londyn dłużyła się Szwedce niemiłosiernie, praktycznie każde skrzyżowanie w tej wielomilionowej metropolii, było zapchane samochodami. Komuś, kto urodził się w dużo mniejszym Malmo, dorastał w małym miasteczku a potem mieszkał w mikroskopijnym Anderlechcie, życie w stolicy Zjednoczonego Królestwa nie będzie łatwe. Co prawda jej byłe miejsce zamieszkania leżało w obszarze miejskim Brukseli, ale tam bywała z dość rzadko.
    - Jak podoba ci się Lądek?- zapytał używając dziwnej nazwy.
    - Lądek?
    - Dziewczyna, która doprowadza moje mieszkanie do ładu, nazywa ję Lądkiem. Ta nazwa wydała mi się zabawnie brzmiąca i teraz tak nazywam Londyn. - odpowiedział, zezując na nią.
Czy ten facet nigdy nie jest poważny?
    - Patrz na drogę. - zwróciła mu uwagę, przyglądając się światłom rzucającym cienie na wody Tamizy. - Gdzie mieszkasz?
    - A gdzieżby indziej jak nie w Hammersmith, jestem Brazylijczykiem nie lubię tracić czasu i chcę mieć blisko do pracy.
    - Wybacz, nie znam Londynu. Widziałam tylko lotnisko, centrum z samochodu ,Emirates Stadium i klub.
    - Kiedyś zaproszę cię na mecz na Stamford Bridge, najlepiej jak będziemy kopać dupska Kanonierom.
Pacnęła go w ramię.
    - Ej! Ja jestem Kanonierką! Wyrażaj się!
    - Dobra, dobra oni i tak mają kosę z Tottenhamem. Kojarzysz? Koguty, odszedł od nich Gareth Bale.
    - To, że jestem dziewczyną nie oznacza, że nie znam zawodników i klubów. Na jakim ty świecie żyjesz Luiz?
    - Oj już nie czepiaj się tak, chciałem ci wyjaśnić tylko to i owo. - skręcił w prawo, dodając gazu jak rajdowiec a potem zaparkował z brawurą kierowcy karetki przed dwupiętrowym, ceglanym budynkiem z czerwonawej cegły. Przed posesją, na mikroskopijnych rozmiarów trawniku stała przechylona choinka z kolorowymi światełkami. David mieszkał w typowo angielskim bliźniaku, niczym nie wyróżniający się od tych z reszty ulicy.
    - Mieszkasz tutaj?- zapytała wysiadając. - Miła okolica.
    - Prawda? Na końcu uliczki mieszka Cesar Azpilicueta a dwie przecznice dalej Juan Mata. Ja nie mam sąsiadów, makler który mieszkał obok mnie wyprowadził się do Hong Kongu. Smutno mi, bo jak brakuje cukru to nie ma od kogo pożyczać. - uśmiechnął się szeroko.- Zapraszam w moje włości!
    Otworzył drzwi staroświeckim kluczem, który wyglądał na co najmniej tak wiekowy jak jaśnie panująca królowa Elżbieta II. Mieszkanie było typowe jak większość angielskich m4. Z wąskiego korytarza wchodziło się na dość strome, wypolerowane schody, które prowadziły na pierwsze piętro. Tam było już bardziej przestronnie, duży salon z kominkiem przechodził w jasną kuchnię, obok łazienkę i dwie sypialnie. Idealne mieszkanie dla kogoś, kto nie posiadał dzieci.
    - Czy to drugie jest takie samo?- zapytała z nadzieją.
    - Lustrzane odbicie mojego a co chcesz tutaj zamieszkać?
    - Jeśli znajdę dogodne połączenie do bazy treningowej, to rozważę taką ewentualność. - odpowiedziała uśmiechając się.

    Perspektywa posiadania Luiza za sąsiada była kusząca. Co prawda poznała go nieco ponad dwie godziny temu, ale był właściwie jedyną osobą, którą w Londynie znała. Widziała trenerkę swojej drużyny, prezesa klubu i kilku ludzi z zarządu, ale nie mogła powiedzieć, że są to osoby znane. Rozmawiała z nimi na tematy służbowe a większości negocjacje prowadziła Irmelin.
    Irmelin Linde, miała pod opieką kilka piłkarek i na stałe pracowała w Sztokholmie. Za pierwszym razem była z nią w Londynie, ale teraz rozchorował się jej roczny synek i Inga musiała radzić sobie sama.
    Była już dużą dziewczynką, znała angielski, więc nie powinno być kłopotu ze znalezieniem sobie mieszkania. Na najbliższy tydzień klub wynajął jej miejsce w hotelu, którego adres trzymała w kalendarzu. Właściwie, powinna tam jechać od razu z lotniska, ale Luiz zaprosił ją na tę epicką imprezkę a nie chciała kursować po mieście tam i z powrotem.
    - Sprawę mieszkania trzeba załatwić u właściciela, dam ci do niego namiar a teraz niczym się nie przejmuj. Walizki przeniosę z audiaczka do pokoju gościnnego a ty rozgość się i czuj jak u siebie w domu. Za chwilę powinni...- nie dokończył zdania, gdyż w mieszkaniu rozległ się dzwonek a potem na schodach słychać było tupanie, jakby zbliżało się do nich stado słoni. I tak w progu salonu ukazywały się sylwetki poszczególnych The Blues, każdy z nich targał ze sobą alkohol i pakunki z jedzeniem.
    - Luiz dawaj szkło, bo potem muszę szybko trzeźwieć!- krzyknął Torres, wychylając się z wpatrującego się w Ingę Juana Maty. - Dobry wieczór, pani. -zsumitował się i obaj podeszli się przywitać.
    - Inga. - uśmiechnęła się do Hiszpanów.
    - Piękne imię!- rozanielił się Mata. - A skąd jesteś?
    - Ze Szwecji.
Do rozmowy włączył się Aspilicueta, rozsiadając się koło piłkarki. Pachniał drogimi piżmowo- cytrusowymi perfumami.
    - Znasz Ibrahimovicia? - zapytał
    - Pytasz prywatnie czy ogólnie?- zaśmiała się, wyciągając rękę po butelkę chłodnego budweisera, którego wręczał jej Oscar.
    - Ogólnie.
    - Ogólnie to zna go chyba każdy Szwed a prywatnie potrafi być bufonem. - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością kila par męskich oczu spojrzało na nią z zaciekawieniem. Luiz wyłaniający się z kuchni, wykrzyknął w stronę kolegów głośni, jakby byli przygłusi.
    - Aaaa! Zapomniałem wam powiedzieć miśki, mój gość jest obrońcą!
    - Piłkarka?- ożywił się Haazard, który do tej pory klepał smsy na iphonie. - Luiz, ty wiesz jak zrobić nam wieczór po remisie z Liverpoolem.
    - A w jakim klubie grasz, jeśli mogę spytać?- drążył Cesar.
    - W Arsenalu Ladies. - odpowiedziała czekając na ich reakcję.
Trzeba przyznać, że trochę ich ścięło, ale żaden nie wykazał kpiny ani wrogości. Tak jakby pierwszy raz w życiu imprezowali z kimś grającym dla innego klubu w dodatku płci przeciwnej.
    - Uważaj na Szczęsnego. - zarechotał Luiz.- Szuka dziewczyny, ostatnio to go jedna taka rzuciła. Piosenkarka, ta co mi jej teledysk puszczałeś. - zwrócił się w stronę Torresa, ten jednak nie mógł sobie przypomnieć.
    - Byłem wtedy trzeźwy?
    - To były urodziny Olalli. - sprecyzował Brazylijczyk.
    - Chłopie, po urodzinach mojej małżonki, dwa dni byłem w stanie agonalnym.  Torres na wspomnienie tamtego kaca, złapał się za krótko ostrzyżoną głowę. - Skąd mam pamiętać co ci puszczałem i gdzie to wynalazłem.
    - Ponoć ci Cazorla wysłał, wiesz jaka to jest plotkara.- odpowiedział David.
    - Jak wszyscy Hiszpanie. - skomentował Eden.
    Jak jeden mąż obecni tutaj przedstawiciele hiszpańskiej części Chelsea, zaczęli protestować.
   
     Impreza trwała w najlepsza a coraz to nowi przybysze, z zaciekawieniem wypytywali Ingę o życie w Anderlechcie, kobiecy futbol i inne równie inteligentne sprawy. Zainteresowanie trochę osłabło, gdy Loczek zarządził grę w FIFę. Przez chwilę kłócili się kto ma być pierwszy i czemu nie wszyscy nie mogą grać Chelsea.
    Inga obserwowała te przepychanki uśmiechając się do wpatrzonego w nią Juana Matę. Miał taką minę, jakby zobaczył siódme wcielenie Kleopatry. Był przy tym tam uroczy, że mogłaby mu zrobić zdjęcie i oprawić w ramkę.
    W mieszkaniu znowu rozległ się dzwonek, ale zajęci grą piłkarze albo go nie usłyszeli, albo usłyszeć nie chcieli. Niektórzy mieli już nieźle w czubie. Drzwi na dole najwidoczniej były zamknięte, bo gość załomotał w nie dość mocno. Inga ruszyła w dół schodów, chcąc wpuścić przybysza do środka. Istotnie klucz w zamku był przekręcony a drzwi zamknięte. Przez moment mocowała się z tym starciem, a gdy w końcu udało jej się otworzyć, niecierpliwiec z drugiej strony wepchnął się do środka, przewracając ją. Poleciała do tyłu, siadając z impetem na pupie a nad nią stał nie kto inny jak idol z jej dziewczęcych lat- Frank Lampard.
    - Luzi ty debil...- nie dokończył patrząc na Ingę.- Dlaczego pani siedzi na podłodze?- zapytał zdziwiony.
W Indzie zawrzało.
    - Bo pchnął pan drzwi nie czekając, aż sama je otworzę!- wykrzyknęła oburzona.
Lamps nawet jak był zaskoczony, to szybko zamaskował to głupawym( w Ingi mniemaniu) uśmieszkiem zadowolenia.
    - A kim pani właściwie jest i dlaczego tak krzyczy?- pomógł jej wstać.
    - A co pana to interesuje?- odpowiedziała pytaniem na pytanie, masując obolałe od upadku miejsce.
    - Nie tak ostro, grzecznie zapytałem.
    - Szkoda, że nie uważał pan, jak pchał się do mieszkania jak jakiś troglodyta!
    - No to chyba wymianę imion mamy już za sobą. Ja jestem troglodytą a pani krzykaczką, bardzo mi miło.- z jego jasne oczy zalśniły triumfem.
    Inga już miała na końcu języka, ciętą ripostę, ale na schodach pojawił się David, wołając ich na górę.
    - Inga, Lamps chodźcie bo będziemy wznosić toast za zdrowie Edena!
Inga weszła na schody majestatycznie, jakby była samą królową, co niezwykle ubawiło Lamparda. Zazwyczaj nie był ani złośliwy, ani chamski, ale ta dziewucha naskoczyła na niego, jakby przewrócił ją z premedytacją.
    - Stoooooooo lat!- wykrzyknęli piłkarze, machając tym co kto akurat trzymał w ręce. Torres lekko już wstawiony, tulił do siebie dmuchaną lalkę(-prezent dla Edena) odzianą w połyskującą kieckę. Lalka nosząca imię Irena, była ciemnoskóra i posiadała jeden wyraz twarzy, nazywany przez złośliwych "zdziwiona mina".
    Lamps zabrał z barku szklankę szkockiej, obserwując kątem oka Ingę bawiącą się z jego kumplami. W dalszym ciągu nie rozumiał, co na męskiej bibce robi dziewczyna w dodatku nie wyglądająca na panią do wynajęcia.
    - Kim ona jest?- zapytał dyskretnie Matę.
    - Inga? Cudowna jest nieprawdaż?- spojrzał w stronę kuchni maślanym wzrokiem.
Lampard klepnął kolegę w potylicę.
    - Ziemia do Maty! Pytałem kim jest a nie czy jest piękna?!
Mata niechętnie oderwał wzrok od piłkarki, przenosząc go na wicekapitana.
    - Koleżanka Luiza, piłkarka.
    - O doprawdy? A w jakim klubie gra?
    - W Arsenalu.
    - Wpuścił tutaj kogoś z Arsenalu? A jeśli to jakaś szpiegówa?
Rozmowę usłyszał przechodzący Torres, pukając się otwartą dłonią w czoło.
    - Lampard nie udawaj Sherlocka Holmes'a ona jest fajna a ty jak zwykle szukasz dziury w całym! Walnij sobie whyskacza i nie lamentuj.
    - Muszę się przyjrzeć tej sprawie. -mruknął pod nosem Anglik.
Impreza weszła w kolejne stadium, zmierzając niechybnie ku rychłemu końcowi. Inga czuła, że trochę przesadziła z alkoholem. Uprawianie czynnego sportu wykluczało częste spożywanie trunków wyskokowych, więc szybko łapała tak zwaną ramonę. W dodatku zmęczenie i wściekłość na Lamparda dały swoje.
    Siedziała na kanapie obok przysypiającego Haazarda, patrząc jak poszczególni piłkarze zmywają się do domu.  W polu widzenia pojawił się Loczek, chwiejąc się niczym okręt na pełnym morzu.
    - Inga zostaniesz na noc?- zapytał dość składnie jak na człowieka pijanego.
    - Zamówie sobie taksówkę, nie ma sprawy. - odpowiedziała. Haazard przesunął się w stronę jej ramienia a jego ciemna głowa opadła mu do przodu. - Jego chyba też trzeba odwieźć.
    - Spoko, zapakuje się z Torresem i Matą. - wskazał Hiszpanów żegnających się w przejściu. Przy pomocy Luiza, jakoś udało im się wytransportować dobudzonego Edena, który żegnał wszystkich buziaczkami. Lampard obserwował całą imprezę ze swojej miejscówki pod oknem, nie zauważając że sam wychylił flaszkę Johnny'ego Walkera. W głowie mu lekko zaszumiało, ale niezrażony tym stanem podszedł do Ingi. Luiz wyszedł na chwilę odprowadzić kolegów a potem zajął się rozmową z Oscarem.
    - Mogę się przysiąść?- zapytał Anglik.
Inga spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
    - Skoro musisz. - odpowiedziała.
Usiadł przysuwając się do niej tak blisko, że ich twarze dzieliły centymetry.
    - Jesteś z Arsenalu? Jak długo już tam grasz?- zapytał łagodnie.
    - Dopiero przyjechałam do Anglii. To jest przesłuchanie?
    - Ależ skąd...jestem tylko ciekaw, co dziewczyna z przeciwnego robi w mieszkaniu Luiza? To wszystko. - był nad wyraz milutki a jego ciepła dłoń dotknęła jej ręki.
   
     Patrzył na nią tymi swoimi zielono-błękitnymi oczami, ocienionymi ciemnymi rzęsami. Na chwilę cofnęła się w czasie do Euro 2004, kiedy to oglądając z tatą rozgrywki, zobaczyła Lampsa na boisku. Trenowała już wtedy w Malmo, ale pierwszy raz spojrzała na zawodnika nie ze względu na technikę i styl gry, ale na aparycję. Umierała potem z platonicznej miłości, zakładając zeszyt z wycinkami gazet. Miłość osłabła, kiedy wyszła z wieku nastoletniego, ale Frank zawsze był dla niej kimś wyjątkowym. Plakat z jego podobizną jeździł z nią w każde miejsce, gdzie miała nocować. Był już mocno sfatygowany i podklejany w kilku miejscach, ale stanowił pamiątkę i swego rodzaju talizman.
    Dzisiaj jednak zweryfikowała dziewczęcą iluzję z oryginałem, który działał jej na nerwy. Cały czas świdrował ją wzrokiem, jakby za wszelką cenę chciał wyciągnąć z niej informacje szpiegowskie.
    - Możesz się odsunąć?- zapytała udając miłą.
    - Dlaczego?- przysunął się tak blisko, że ich ciała przylegały do siebie a ciepłe dłonie Lamparda muskały jej szyję, bawiąc się krótko obciętymi kosmykami. - Boisz się mnie? Jestem dla ciebie za stary?
Pokręciła głową, chcąc odpędzić galopujący napływ ciepła i motyle, które poczęły eksploatować jej brzuch.
 Jej ciało reaguje na niego, ale rozum dalej twierdzi, że jest idiotą! Jest pijana!
    - Odsuń się!- powiedziała to głośniej.
Luiz z Oscarem gdzieś się ulotnili a ona siedziała na kanapie z Lampardem, który dalej wpatrywał się w nią z ciekawością.
    - A co by było gdybym...- nie dokończył wpijając się w jej usta, swoimi ciepłymi wargami. Pocałował ją z pasją, przyciągając do siebie jak najbliżej. Jedną dłonią obejmował Ingę w pasie, druga zaś bawiła się włosami na jej karku.
    Jęknęła zarzucając mu ręce na szyję, oddając pocałunek z takim samym zaangażowaniem. . Smakował lekko cierpką whisky a jego język rozpoczął pieszczotę wnętrza jej ust. Mózg całkowicie odłączył się od reszty ciała, odsuwając na bok racjonalne myślenie. Całowaliby się dłużej, gdyby Inga nie usłyszała na schodach tarabaniącego się Luiza. Odskoczyła od Lamparda mierząc go wściekłym spojrzeniem.
    - Nigdy więcej mnie nie całuj!- wykrzyknęła, po czym pobiegła do gościnnego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o nie po drugiej stronie, czując jak serce tłucze jej się w klatce piersiowej a w żyłach płynie spieniona adrenalina.  
      Przed chwilą całowała się z Lampardem! Czy postradała do końca rozum?! Nie znała tego faceta i nie powinna kierować się emocjami. To się nigdy nie może powtórzyć, nie przyjechała tutaj żeby wywoływać skandal.
    Rozglądnęła się w poszukiwaniu walizki, która znalazła się niedaleko łóżka. Podeszła do drzwi delikatnie je uchylając, gdy nie zauważyła w polu widzenia ani Luiza ani Lamparda, cicho przemknęła na schody. Była już przy drzwiach wejściowych, jej ręka dotykała klamki, gdy za plecami usłyszała cichy głos.
    - Wybierasz się gdzieś?- zapytał Lampard.
Odwróciła się na pięcie patrząc wprost w jego jasne oczy . Jego wzrok złagodniał, już nie był tak prześwietlający i kpiacy, ale głupawy uśmieszek nie zniknął z przystojnej twarzy Anglika.
    - Jest trzecia w nocy i wypadałoby iść do siebie?- odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Frank zaśmiał się cicho.
    - Sama?
    - A widzisz gdzieś moją przyzwoitkę?- czekała na odpowiedź Franka.
Rozejrzał się po ciasnym przedpokoju ruszając w stronę Ingi. Dziewczyna poczuła zagrożenie zbytnią bliskością piłkarza. Nie chciała, żeby powtórzył się poprzedni incydent z salonu Loczka. Ten facet, pomimo swojej bezczelności i tego, że wkurzał ją niemiłosiernie, działał na nią jak magnez.
    - Jesteś ostra jak na tak delikatną kobietę. - zaśmiał się.
    - Delikatną kobietę?- poczuła przypływ wesołości. - Lampard, ja mam metr osiemdziesiąt wzrostu, słuszną do budowy wagę i jestem obrońcą. Gdzie widzisz delikatność?
Dotknął dłonią jej policzka.
    - Masz regularne rysy, piękne kobiece dłonie i nie wyglądasz jak typowy obrońca. Jesteś kobietą, nie gracie tak brutalnie jak my. - odpowiedział chcąc ją pocałować jeszcze raz.
    - Słuchaj koleś! - odepchnęła go obiema rękami. - Jestem takim samym obrońcą jak każdy z facetów biegających po boisku! I przestań się do mnie podwalać.
    - Ostro, na boisku też tak drapiesz?- zachichotał.
    - Przestań chichotać jak małolata. - miała ochotę trzasnąć go w łeb. - Masz jakiś problem z moją osobą? Najpierw mnie prowokujesz a potem się przysuwasz. Rozdwojenie jaźni?
    - Może trochę przesadziłem z alkoholem, ale chyba ci się podobało?
    - Osz ty...- zamierzała zbesztać go tak, że mu w pięty pójdzie.
     Tymczasem Lampard znów wykorzystał to, że odczuwała do niego dziwną słabość porywając ją w ramiona i całując zachłannie.
Znowu nie miała siły go odepchnąć i zdzielić po tym głupim, angielskim łbie. To po prostu było silniejsze i odurzające a ten facet całował tak wspaniale, że zapomniała o całym świecie. 
                            
____________________________________________________________________________

Witajcie! 

Miałam dodać rozdział jutro albo w poniedziałek, ale nie bardzo mam czas. Część czekała na opublikowanie jakiś czas i chyba najwyższa pora ruszyć z tym rocznicowym opkiem. Mój kochany Frankie, miłość mojego wieku dziecięcego. Do tej pory odczuwam dziwną słabość, gdy go widzę. Co prawda jego wizja w opowiadaniu miała być bardziej "idealna", ale Frank postanowił się zbuntować i pokazać różki. Ale obiecuję, ja to wszystko naprostuję. Życzę Wam miłej lektury!
                                                                               Pozdrawiam Fiolka :*


10 komentarzy:

  1. Franiu, Franiu, asertywny z ciebie chłopak. Znasz dziewczynę od pięciu minut, a już chwytasz w objęcia :D A Indze też się nie dziwię, kto by się chciał Lampardowi wyrywać :D Oraz uwielbiam tę całą wesołą paczkę z Chelsea. Mou im się do tych kształtnych tyłeczków nie dobiera, za te szalone imprezki? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wielkie marzenie. Chciałabym zamienić się na jeden dzień z Ingą. Nie dość, że dziewczyna jest piłkarką, to już na początku załapała taki zajebisty kontakt z Lampardem. Co ona ma takiego w sobie, że pomocnik oszalał? Chyba, że on tak traktuje wszystkie napotkane dziewczyny! W sumie to nie spodziewałam się, że Frank będzie tutaj takim pewnym siebie dupkiem. Ale nawet takie wcielenie piłkarza jest słodkie i sexy. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze myślałam, że Lamps to taki porządny stanowczy chłop ale nie u Ciebie jest inny no ale ja się pytam gdzie JOHN?! Do teraz mam głupi banan na twarzy i śmieje się z Torresa i z tej uwagi o Szczęsnym xD
    Powiem Ci tak Chelsea jest kochana ale Mou jest straszny i zdyscyplinowany i już mi ich żal :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj nie spodziewałam się tu takiego Lampsa. Myslałam, że będzie słodkim kochanym mężczyzną a on już od samego początku pokazuje na co go stać. Wcale się nie dziwię Indze, że trudno jest jej powstrzymać Franka przed pocałunkami.
    Wesoło będzie miała dziewczyna z całą paczką chłopaków z Chelsea. Bardzo się cieszę, że własnie o nich piszesz to opowiadanie:)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy rozdział a tutaj taka akcja. Nie spodziewałam się takiego Lampsa :D Ile bym oddała za taką imprezę :P Zapowiada się ciekawie. Czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Interesująco się zapowiada ;) Ciekawa jestem, jak dalej potoczy się historia Ingi i Franka. Z niecierpliwością czekam na dwójkę ;) Informuj mnie, proszę, o nowościach na GG: 8675263, lub na blogu: www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie! Jest Luiz jestem i ja. I do tego Frank, po prostu bosko się zaczyna. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. A jeśli miałabyś chęć na coś innego niż piłka czyli skoki narciarskie to zapraszam do siebie :http://amorprohibit.blogspot.com/. Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. jak weszłam na tego bloga to nie spodziewałam się aż takiegoooo obrotu akcji. kurwde, aż brak mi słów normalnie.
    myślę, że fajnie byłoby, gdyby Inga była sąsiadką Luiza. wreszcie by miał od kogo cukier pożyczać, hahah. co do Lamparda... *_________* szybko przeszedł do ataku, że tak się wyraże. jeśli chodzi o różnicę wieku, to kto by się tam przejmował, nie? martwi mnie Mata, bo mam wrażenie, że namiesza.
    czekam na kolejny, pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam, że komentuje dopiero teraz ale będąc na telefonie nie bardzo miałam jak przeczytać ponieważ tło i tekst są białe :P
    Franek jaki ogier :D Normalnie bym się tego po nim nie spodziewała! Ale całkiem ciekawie się prezentuje w takiej odsłonie :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawdę mówiąc to czytając, praktycznie cały czas płakałam ze śmiechu! W sumie samego Lamparda nie lubię i troszkę mnie drażni, ale obecność innych piłkarzy Chelsea mi wystarczy. :D
    A Inga naprawdę ma do niego dziwną słabość...
    No nic, czekam na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze typy: "Świetny rozdział- zapraszam do siebie" będą z automatu usuwane. Proszę również o nie reklamowanie swojej twórczości w komentarzach pod rozdziałami do tego służy zakładka SPAM!
Pozdrawiam Fiolka :)